sierpnia 23, 2017

(641) Teatr Sabata

Tytuł: Teatr Sabata
Autor: Philip Roth
Wydawnictwo Literackie
Stron 608

Najbardziej obrazoburcza, hipnotyzująca, a zarazem odpychająca powieść wielkiego amerykańskiego pisarza - Philipa Rotha. Przesiąknięta wyuzdanym seksem, seksualnymi fantazjami, szeroko i czasami wręcz źle pojmowaną wolnością. "Teatr Sabata", czyli kolejna powieść autora takich arcydzieł jak "Amerykańska sielanka", "Everyman" czy też "Konające świeże" kipi seksualnością, odwagą, bezpardonowością i brakiem zahamowań. Dla samego autora jest to jedna z ważniejszych powieści w jego dorobku, ponieważ mówi o wolności. Dla wielu czytelników będzie jednak przede wszystkim wyzwaniem. Roth wyzbywa się wszelkich zahamowań, porusza wszelkie tematy tabu i przekracza wszelkie granice dobrego smaku... tym niejednokrotnie budzi niesmak. "Teatr Sabata" większość pokocha... lub znienawidzi. 

Głównym bohaterem powieści Rotha po raz kolejny jest mężczyzna - Mickey Sabat. Sabat jest starzejącym się artystą - erotomanem. Dwukrotnie żonaty, 64 - latek, w którego życiu główną rolę odgrywają... rozkosze cielesne. To ostatnie staje się jednak coraz trudniejsze ze względu na pogarszającą się kondycję fizyczną, przemijającą urodę. Iskra w spojrzeniu pozostaje, gadka jest cały czas gładka - nie wszystkie kobiety dają się jednak na to złapać. Są takie, które mu się opierają... zamiast pożądania budzi w nich śmiech, żałość, czasami nawet współczucie. Sabata nie da się polubić - czytelnik może go jedynie żałować. Jest żałosnym, starym nieudacznikiem, który nie zwracając uwagi na innych prze do przodu.W ogóle świat w powieści Rotha jest jakoś bardziej niż ten prawdziwy - zdemoralizowany. 

Czytelnik poznaje Sabata w sytuacji dość dla niego kłopotliwej. W sytuacji w której mężczyzna po raz pierwszy od dawna traci grunt pod nogami. Jego dwanaście lat młodsza kochanka, Drenka stawia mu ultimatum. Chce, żeby od tej pory skończyli z innymi romansami i zachowywali względem siebie wierność. Sabatowi, którego niezwykle podniecały gorące opowieści Drenki o seksie z innymi... ten pomysł nie do końca się podoba. Pragnie wolności, niezobowiązującego seksu, miłych chwil. Chce co najważniejsze - utrzymać swój tytuł seksualnego ogiera, macho nie do pokonania. Faceta bez skrupułów, któremu tylko jedno w głowie - który nie czuje, nie przywiązuje się... i nie kocha. Nie - to nie jest zapowiedź "50 twarzy Greya" w wykonaniu Rotha. Nie będzie ckliwych scen, romantycznej miłości, cudownych przemian... pod płaszczykiem erotyzmu nie zabraknie ludzkich dramatów, prawdziwej Ameryki, ale jedno jest pewne: "50 twarzy Greya" w porównaniu z "Teatrem Sabata" to lektura dla... bardzo grzecznych dziewczynek.

Proza Rotha słynie z dużej ilości specyficznego humoru, groteski i ironii. Z tym, że "Wzburzenie", "Everyman" oraz "Konające zwierzę", czyli powieści w których dość duża jego doza została zawarta (w tej ostatniej pojawia się także bardzo dużo erotyzmu) są na tyle krótkie objętościowo, że czytelnik nie ma czasu poczuć się znużony czy też zniesmaczony. W wielkiej powieści Rotha - "Amerykańskiej sielance" to wszystko jest mniej widoczne, a społeczeństwie amerykańskie pokazane zostaje na przykładzie krzywdy jednej rodziny na skutek radykalizacji poglądów ich córki. W "Teatrze Sabat" Roth także kreśli obraz amerykańskiej społeczności - pod warstwą dużej ilości seksu ośmiesza i parodiuje ludzkie zachowania... z tym, że trzeba być naprawdę uważnym czytelnikiem, żeby zauważyć, że za warstwą obleśnych seksualnych zachowań, ogromnej pysze i rozwiązłości bohatera zostały zgrabnie ukazane portrety psychologiczne bohaterów. Że za tym wszystkim ukryta została nie tylko bolesna historia Sabata, ale także jego rodziny na tle wielkiej amerykańskiej epopei... gdzieś skrywają się także wątki alkoholizmu... przywiązania do bliskich... odbijającego się na dorosłym życiu dzieciństwa... molestowania seksualnego... zakłamania środowisk uniwersyteckich... pragnienia miłości i akceptacji... Seks na stronach tej powieści Rotha staje się pustym wypełniaczem? Na pewno w pewnym momencie zaczyna nudzić, a choć ogółem fabuła ogromnie ciekawi, porywa, hipnotyzuje... czytelnik czuje się znużony jej wyszukiwaniem pomiędzy kolejnymi seksualnymi fantazjami / wspomnieniami Sabata. 

"Teatr Sabata" może być ulubioną książką autora, ale z pewnością nie jest najlepszą powieścią jego autorstwa. Wyraziste portrety psychologiczne bohaterów umykają w odmętach seksualnych fantazji i pragnień. Świetnie skonstruowana fabuły i ludzkie dramaty toną w wulgarności tej powieści... i naprawdę trudno uwierzyć w to, że tak naprawdę wygląda życie. Gdyby historia Sabat została skrócona o jakieś trzysta stron... odbiorca nadal otrzymywałby kawał świetnej, choć wulgarnej literatury, ale nie byłby nią tak znużony, zniecierpliwiony i w pewnym momencie po prostu obrzydzony. Świat w powieści Rotha sprowadza się do jednego słowa, do seksu. Seksu, który nie liczy się z niczym. Nie da się tego utworu jednoznacznie sklasyfikować, ponieważ pod tym pancerzem wyuzdaniu i wulgarności skrywa się wielobarwna, momentami przyprawiająca o gorzki śmiech, momentami o wzruszenie i wrażenie rozdarcia powieść. Przewija się przez nią wiele naprawdę świetnie jak to u Rotha skonstruowanych wątków... ale po co było tutaj tyle ordynarnego seksu? 

Moja ocena: 6+/10
Moje poprzednie recenzje książek (nadal tak uważam) genialnego Philipa Rotha:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz