listopada 01, 2017

(665) Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit.

Tytuł: Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit.
Autor: Margo Jefferson
Wydawnictwa W.A.B.
Stron 320

Opis wydawcy: 
Jedna z najlepszych książek roku według "The Washington Post", "Los Angeles Times", "Time" i "Vanity Fair". 


Fascynująca opowieść o przełomowych dla walki o prawa człowieka latach 50., 60. i 70. ubiegłego wieku, widzianych z niecodziennej perspektywy ciemnoskórej przedstawicielki amerykańskiej wyższej klasy średniej. Pamiętnik Margo Jefferson, córki renomowanego i dobrze sytuowanego pediatry, daje czytelnikom wgląd w zamknięty świat czarnych elit. Jego mieszkańcy musieli przez wiele lat ukrywać swoją pozycję oraz poglądy zarówno przed białymi elitami, dla których zamożny czarny był wręcz aberracją, jak i przed współbraćmi, którzy w Afroamerykanach przynależących do "czarnej arystokracji" widzieli zdrajców swojej społeczności. 

Moja opinia: 

Rozprawmy się od razu z jednym mitem - książka Jefferson nie jest fascynującą pozycją. To reportaż, który choć z początku zaczyna się bardzo ciekawie (zresztą od odrobinę brutalnego wyznania autorki, ale jednocześnie bardzo poruszającego i dającego nadzieję na fascynującą literaturę)... po kilkudziesięciu stronach staje się utworem nużącym. Momentami zaskakujący, otwierający oczy, jednak przez większość czasu męczący czytelnika. Margo Jefferson jest krytykiem literackim, feministką i bez wątpienia posiada ogromną wiedzę na temat literatury, filmu, muzyki, jednak swą erudycją nie potrafi wykazać się w sposób nienaciągany, sprawny, niemęczący. Nie potrafi wcielić swojej erudycji do toku opowieści, ujednolicić tego i przez to to wszystko wychodzi takie koślawe, niezgrabne, nużące i utrudniające czytania. Przez pierwsze rozdziały czytelnik chce nadążać za tokiem rozumowania autorki, czytać te wszystkie przypisy, poznawać szczątkowe i w dodatku bardzo drobiazgowe informacje związane z amerykańską kulturą, ale po pewnym czasie odpuszcza, nie znajdując w tym natłoku żadnej treści, żadnych emocji oprócz skrywanego żalu i jakiegoś takiego rozgoryczenia autorki. 

Margo Jefferson oprócz tego, że jest krytykiem literackim jest także dziennikarką nagrodzoną nagrodą Pulitzera. Wychowywała się wśród afroamerykańskich elit, a w jej książce co zaskakujące oprócz ukazanego podziału na czarnych i białych... bardzo wyraźny jest podział na "różne głębie / odcienie czerni". Okazuje się, o czym nie mówi się tak często, że także wśród Afroamerykanów, którzy teoretycznie w obliczu rasowych podziałów i prześladowań powinni się zjednoczyć - występowało bardo duże zróżnicowanie oraz podziały... i to nie tylko ze względu na posiadany majątek, miejsce zamieszkania, stanowisko w pracy. Liczyło się wszystko: odcień skóry, kształt nosa, miękkość włosów, kolor oczu. Przedstawienie tego aspektu - rozwija czytelnika, sprawia, że ten zaczyna myśleć. Gdzieś w głowie większości, kiedy myślą o Ameryce Północnej i latach 50. - 60. ubiegłego wieku panuje stereotypowy podział na białych i czarnych. Jefferson pokazuje złożoność tych podziałów i walkę o akceptację. 

Akceptację nie tylko wśród białych, ale także swoich... nazwijmy to "współbraci". Autorka miała bardzo dobre zaplecze domowe, zapewniony dobry start w przyszłość, ale to wszystko wiązało się z dużymi oczekiwaniami ze strony krewnych, którzy cały czas chcieli dorównać białym. Jefferson pokazuje, że to wcale nie jest tak, że osoby czarnoskóre dobrze czuły się wśród swoich. To o wiele bardziej skomplikowane właśnie ze względu na panujące wśród Afroamerykanów podziały oraz różne podejścia do kwestii tolerancji i równouprawnienia. Czarnoskóre osoby, które jeździły autobusami wolności... jednocześnie dyskryminowały "czarniejszych" lub "bledszych" Afroamerykanów. "Negroland..." pod pewnymi względami decydowanie otwiera oczy. 

Margo Jefferson swoją książkę rozpoczyna od wstępu, w którym informuje czytelnika, że nie zamierza opisywać swojego życia osobistego, rodzinnego, wspomnień z dzieciństwa, a jednak potem... czasami to robi. To najczęściej jedynie urywki, które uformowały jej tożsamość narodową oraz rasową. Dziennikarka bywa w tym przywoływaniu wspomnień niejednokrotnie sarkastyczna, gorzka, rozgoryczona? Obserwowała dualizm zachowania na przykład swoich rodziców, którzy w domowych pieleszach potrafili grzmieć na sąsiadkę, a której jednocześnie podczas konfrontacji nie potrafili powiedzieć złego słowa, ponieważ była biała... To bywało dla niej niejasne, dezorientujące i niezrozumiałe gdy była dzieckiem, a w dorosłym życiu wzbudza w niej duże pokłady irytacji i frustracji. Nie można zapomnieć o tym, że mówiąc o afroamerykańskich elitach najczęściej mówimy o mulatach, o potomkach białych plantatorów, lekarzy, biznesmenów. Oczywiście ludziach dobrze sytuowanych. 

"Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit" to utwór obfitujący w wiele nawiązań do literatury, polityki, filmów, muzyki... ale tak jak napisałam wcześniej - to tej historii nie wzbogaca, a jedynie ją utrudnia. Trzeba by wejść bardzo głęboko w historię walki rasowej w Ameryce Północnej (poczynając od napływu pierwszych kolonizatorów), żeby czerpać z lektury tej pozycji satysfakcję, a mam wrażenie, że polski rynek wydawniczy obecnie nam takowego kompendium nie oferuje. Autorka przesadziła z pokazaniem swojej erudycji i tym samym po drodze zagubiła gdzieś literackie umiejętności (którymi z początku się wykazywała). Książka traci z każdą kolejną stroną, nuży i przekazuje zbyt mały ładunek emocjonalny, a przy tym zbyt dużo rozgoryczenia... To faktycznie zapiski z życia elit, które do ogólnej historii, obrazu mentalności ówczesnych ludzi wnoszą niewiele. Amerykańska wyższa klasa średnia, ich życie, zawikłanie gdzieś między ludźmi ze swojej rasy, a tymi nie ze swojej rasy, a jednak zbliżonymi majątkowo.... to autorce udało się oddać lepiej, ale i tu gdzieś się pogubiła. "Negroland..." jest dla mnie ciekawym, ale nie spełniającym do końca moich oczekiwań utworem. Literackim rozczarowaniem, ale nie czasem straconym.
Moja ocena: 6+/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz