marca 06, 2019

(705) Kroniki

Tytuł: Kroniki. 
Autor: Bob Dylan
Wydawnictwo Czarne
Stron 240

Opis wydawcy: 
Kiedy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczynał swoją przygodę, amerykańska scena muzyczna była dosyć monotonna. Popularne stacje radiowe nadawały piosenki łatwe i przyjemne. Słuchacze dopiero czekali na rewolucję, nową energię i nowe życie. Dylan nie chciał być rewolucjonistą, ale i nie wpisywał się w promowany przez radio nurt muzyki popularnej. Robił swoje, nie przejmując się, że – jak mu się zdawało – nie ma szans na komercyjny sukces. Muzykę folkową uważano wtedy za coś gorszego: trochę prostacka, trochę wstydliwa. Ale Dylan chciał ją grać – i żeby grać, porzucił dom, rodzinę i wyruszył do Nowego Jorku – miasta legendy i mekki artystów.
Kroniki to zapis pierwszych muzycznych doświadczeń i niezwykłych spotkań, które zapoczątkowały karierę jednego z najważniejszych artystów XX wieku.

Moja opinia: 
Kiedy w 2016 roku Bob Dylan otrzymał nagrodę Nobla... wybuchło wiele dyskusji (zresztą jak zawsze) odnośnie tego czy piosenkarz na pewno swoim dorobkiem literackim na nią wystarczająco zapracował - dyskusje były tym żywsze, że główną literaturą tworzoną przez Dylana są jego piosenki. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o kronikach (a w sumie kronice) jego autorstwa, na której wydanie już w 2014 roku zdecydowało się wydawnictwo Czarne. Co ciekawe... były wtedy zachwalane również przez moją polonistkę, która była zafascynowana ich zwykłością i faktem, że Dylan opisał nawet robienie tostów. Mnie może tak nie zafascynowała, ale bez wątpienia to dobra książka. Zdecydowanie nawet dla osób niezainteresowanych muzyką, postacią Dylana. To ujmująca swą prostotą historia o chłopaku, który wyruszył z wioski do wielkiego miasta... i zawojował cały świat swoją muzyką. 

"Kroniki" przez kilkanaście tygodni znajdowały się na listach bestsellerów, choć... zdecydowanie nie są bulwersujące, nie poruszają żadnych tematów tabu jak seks, ćpanie, romanse czy też aspekt żydowskiej tożsamości. Bob Dylan skupia się w nich na swoich muzycznych początkach i Nowym Jorku lat 60. Przestrzeni sztuki i muzyki, na którą jednak pewien cień rzuca wojna, a także obecna sytuacja polityczna. To zbiór spisanych bez patetyzmu, na pozór zupełnie zwykłych wspomnień. Bardzo luźnych refleksji, obdartych z jakiekolwiek pikanterii i sensacji.

240 stron "Kronik" może inspirować, stanowić bezpieczną przystań, uspokajać przez ukazanie zwykłości wielkiego człowieka. Nie jest to jednak biografia. Dylan pokazuje czytelnikom tylko i wyłącznie to co chce. Wpuszcza i wypuszcza ze swojej głowy i serce... Pisze tak jak mu się podoba i choć jego język jest dopracowany, to jednak sama konstrukcja książki nierówna. Są fragmenty, które porywają zwykłością ukazanych wspomnień... a są takie, które zasypują czytelnika dziesiątkami nazwisk, które dla Polaka, który nie jest zafiksowany na punkcie muzyki - nie będą miały żadnego znaczenia. Po przeczytaniu całości, po zdobyciu wiedzy, że kolejnych części kronik Dylana nie będzie... nie wiem co myśleć o tej książce. Ale jedno jest pewne: jeśli jesteście fanami Dylana - musicie ją przeczytać. 

Za książkę serdecznie dziękuję księgarni megaksiazki.pl :)

1 komentarz:

  1. Zdecydowanie wolę powieści, w których fabuła jest osadzona we współczesności.

    OdpowiedzUsuń