listopada 30, 2015

(416) Listopadowy stosik książek po złotówce... ;)

(416) Listopadowy stosik książek po złotówce... ;)
Listopad był bez wątpienia udanym miesiącem pod względem nabytków. Pod względem blogowym... troszkę gorzej, ale się staram ;) Dzisiaj pragnę zaprezentować Wam książki, które udało mi się kupić w większości za złotówkę lub mniej. Choć dwie pozycje dostałam w upominku, a jeszcze cztery inne od Mamy. W tym miesiącu nie zamierzam Wam pokazywać pozycji recenzenckich. 

A więc tak... 



Lewy stosik, od góry:
1. C.S. Levis - Cztery miłości
2. Agata Christie - Karaibska wyspa
3. Sarah Blake - Niedoręczony list
4. Michał Gogol - Opowiadania petersburskie
5. Tadeusz Breza - Urząd
6. John Fowles - Kolekcjoner
7. Aleksander Krawczuk - Cesarz August
8. Angielski. Kurs last minute
9. Angielski w cztery tygodnie
10. Mariusz Szczygieł - Zrób sobie raj
11. Tomasz Piątek - Heroina
12. J.M.G. Le Clezio - Urania
13. Dorota Terakowska - Samotność Bogów
14. A. M. de Lera - Pasodoble śmierci
15 i 16. Aleksander Dumas - W dwadzieścia lat później tom 1 i 2
17  18. Karol Dickens Klub Pickwicka tom 1 i 2

Prawy stos od góry: 
19. Hiszpański poziom średni
20. Jan Tomasz Gross - Złote żniwa
21. Dwudziestolecie międzywojenne
22. Wisława Szymborska - Lektury nadobowiązkowe
23. My, dzieci z dworca ZOO 
24. Alice Sebold - Nostalgia anioła
25. Anne Tyler - Drabina czasu
26. Cyprian Norwid - Vade - mecum
27. Stefan Żeromski - Sen o szpadzie
28. L.M.Montgomery - Emilka tom 3
29. Jan Jakub Kolski - Egzamin z oddychania
30. Dziecko na niebie - Jonathan Carroll
31. Candace Bushnell - Seks w wielkim mieście
32. Jonathan Carroll - Zakochany Duch
33. Arman M. Nicholi - Pytania o Boga (tak naprawdę rozmowa Levisa i Freuda... a raczej to jak mogłaby wyglądać)
34. Jane Austen - Perswazje
35. Ernest Hemigway - Rajski ogród
36. Żarłoczny mózg

Z tego stosika najbardziej radują mnie "Perswazje", "Rajski ogród", dzieło Szymborskiej, Norwida, "Zakochany Duch", "Klub Pickwicka"... Jednak zupełnie oszalałam, kiedy zobaczyłam "Nostalgię anioła", która jest praktycznie nie dostępna! No i "My, dzieci z dworca zoo" i "Angielski. Kurs Last minute" :) I nawet znalazło się miejsce na dwie książki wydawnictwa Czarne (Aż wstyd przyznać, ale moje pierwsze... ups...).

Drugi stosik:


Od góry: 

37. Lauren Weisberger - Diabeł ubiera się u prady
38. Alex Kava - Kolekcjoner
39. Rachel Joyce - Niezwykła wędrówka Harolda Fry
40. Milena Agus - Póki rekin śpi
41.Bernhard Schlink - Lektor
42. Amor Towles - Dobre wychowanie
43. Daniel H. Wilson - Robokalipsa
44. Marcel Griaule - Bóg wody
45. Jerzy Pilch - Wiele demonów
46. [AUDIOBOOK] Busz po polsku. Postscriptum.
47. Stanisław Lem - Śledztwo
48. Cuda Lourdes Historia św. Bernadetty
49 i 50. Melchior Wańkowicz - Dzieła emigracyjne
51. Arturo Perez - Reverte - Batalista

Z tego stosiku za to najbardziej cieszą mnie "Dzieła emigracyjne", Lem, "Niezwykła wędrówka" i... "Lektor" :) 

Ale to nie koniec! W tym miesiącu moja biblioteczka wzbogaciła się także o świetny miesięcznik "Nowe książki" oraz opowiadanie Michała Szołochowa "Los człowieka".


A jaki dla Was był ten miesiąc? Jak wrażenia?  Znacie może którąś z zaprezentowanych przeze mnie pozycji?
Pozdrawiam!

listopada 29, 2015

(415) Fenomenalna powieść o dojrzewaniu i kłodach rzucanych przez los pod nogi... czyli "Szczygieł"

(415) Fenomenalna powieść o dojrzewaniu i kłodach rzucanych przez los pod nogi... czyli "Szczygieł"
Tytuł: Szczygieł
Autor: Donna Tartt
Wydawnictwo Znak Literanova
Stron 800

"Po co w ogóle czymkolwiek się przejmować? Czy jako istoty wrażliwe nie zostaliśmy umieszczeni na ziemi, żeby zaznać szczęścia w tym krótkim czasie, który jest nam dany?"
Donna Tartt, "Szczygieł"

Piękna, olśniewająca, zaskakująca. Wybitna powieść. Bez wątpienia arcydzieło napisane pięknym, eleganckim językiem. Wartka akcja, bohaterowie z krwi i kości, ciekawa fabuła, przyciągające uwagę zwroty akcji. A to wszystko i wiele więcej w powieści, która ujęła tysiące czytelników... w tym także mnie. "Szczygieł" to piękna, masywna powieść, której żadna strona nie jest stroną niepotrzebną, zbędną. Cudowna, wciągająca - przyciągająca na każdej stronie. Poruszająca, wzruszająca... po prostu fenomenalna. Możecie spodziewać się jednego. Ta recenzja będzie samymi "ochami" i "achami" nad powieścią Donny Tartt. Tylko, że ta powieść na to zasługuje... A ja jestem nią totalnie, obłędnie oczarowana. 

Donna Tratt to amerykańska pisarka, autorka trzech powieści, które pisała latami. Jej pierwszą powieścią była książka "Tajemna historia". Powieść, której pisanie zaczęła w 1983 roku została wydana w 1992 roku i bardzo szybko została uznana za bestseller. Następnie była powieść "Mały przyjaciel". "Szczygieł" jest jej trzecią i jak na razie ostatnią powieścią. W 2014 roku zdobywcą Nagrody Pulitzera. Tym samym ta powieść wywołała wielkie bum w środowisku literackim... chodziła za mną odkąd tylko pojawiła się na polskim rynku wydawniczym. Już wtedy wiedziałam, że będzie to powieść niesamowita. Mimo tego nie spodziewałam się, że będzie powieścią AŻ tak niesamowitą. Jak się okazało jednak później jest to możliwe. Pomimo swoich dużych gabarytów trzecia powieść pani Donny to książka, której czytanie jest samą przyjemnością, a przy tym taką podczas której czytania... czytelnik nie orientuje się jak szybko przewraca strony.

"Świat do mnie nie przyjdzie, więc ja muszę wyjść do świata" 
Donna Tartt, "Szczygieł"

Głównym bohaterem tej wielkiej powieści (zarówno pod względem objętościowym jak i jakościowym) jest Theo Decker. Chłopiec traci matkę w zamachu terrorystycznym w muzeum. Cudem udaje mu się przeżyć wybuch. W irracjonalnym odruchu, pod wpływem prośby wykrada z ruin muzeum niewielki obraz pt. "Szczygieł", który był ulubionym obrazem jego matki. Z początku ceniony obraz jest dla Theo symbolem tego co było przed śmiercią jego matki. Z czasem jednak obraz ten ściąga na chłopaka niebezpieczeństwo. Nie mniej będzie mu towarzyszył w trakcie dorastania, podróży poprzez bogate apartamenty przy Park Avenue po rozpustę świata Las Vegas, a raczej jego półświatka... Podupadający antykwariat w Nowym Jorku, ciemne zakątki Amsterdamu. Dla Theo zaczęło się nowe życie. Tajemnice, zawirowania, problemy życiowe, narkotyki, pierwsze miłości, pierwsze fascynacja i nieubłagalny bieg życia oraz jego nieprzewidywalność - tym właśnie jest najnowsza powieść Donny Tartt. 

Postać Theo jest postacią dynamiczną. Ze świetnego ucznia, usłuchanego chłopaka pod wpływem wydarzeń, których był uczestnikiem zamienia się w młodocianego złodzieja, pijaczynę i nie tylko. To wszystko jednak dzieje się stopniowo. Jest trochę jak taka trzcinka wietrze - jego zachowanie zależy w ogromnym stopniu od tego w jakim środowisku przebywa. A jego kompani bywają bardzo różnoracy... od renowatorów mebli przez cenione i bogate postacie aż do zdemoralizowanych chłopaków, a i parę innych ziółek po drodze się znajdzie. Mimo wszystko nawet w momentach największych upadków Theo jest bohaterem, którego czytelnik może bez problemu polubić. Jest inteligentny i choć czasami nie rozumie tego co się wokół niego dzieje to jednak bez wątpienia zdobył moje serce. A i inne postaci są niczego sobie. W książce Donny Trott można spotkać postacie charyzmatyczne, egoistyczne, empatyczne, snobistyczne, zagubione i wiele innych. Nie ma jednak w tej książce bohaterów idealnych od A do Z. To bohaterowie z krwi i kości. Czyli tacy jakich wytrawny czytelnik lubi najbardziej.

Ubolewam nad tym, że nie miałam okazji przeczytać poprzedniej powieści autorki. Jednak już "Szczygieł" pozwala mi sądzić, że pisze świetnie. I choć niektórych mogą irytować narkotyki pojawiające się w książce i nie wszystkie wzorowe zachowania to myślę, że jest to na tyle wyważone, że nie wpływa na ogólny odbiór tej powieści. One tylko pokazują jaką człowiek jest poplątaną i zagubioną istotą. Jak trudne dla Theo jest czasami wyznaczenie sobie pewnej granicy. Proces dojrzewanie to w końcu także pewien proces porażek, sukcesów i przede wszystkim błędów. 

"Wielki smutek, który dopiero teraz zaczynam pojmować: nikt nie wybiera własnego serca. Nie możemy zmusić siebie do tego, żeby chcieć czegoś, co dobre dla nas lub dla innych ludzi. Nie wybieramy tego jacy jesteśmy."
Donna Tartt, "Szczygieł"

Amerykańska pisarka trzyma czytelnika cały czas w napięciu. Stopniowo potęguje napięcie, aby wreszcie dojść do punktu kulminacyjnego. Czytelnik czuje rosnące napięcie, a przy tym przeżywa to co za chwilę można spotkać bohaterów tej powieści. Bohaterów, którzy od pierwszych stron stają się czytelnikowi niesamowicie bliscy. Fabuła jest niebanalna, ciekawa, a pomysły autorki niejednokrotnie zaskakujące. Do tego język jakim autorka się posługuje jest dopracowany, ma w sobie coś wykwintnego i niezwykle eleganckiego.

"Szczygieł" to piękna, wzruszająca i zachwycająca powieść. Czytałam ją z wypiekami na twarzy martwiąc się losem Teo i tym co będzie dalej. W dodatku autorka radzi sobie w sposób mistrzowski z opisami miejsc w którym toczy się akcja. Są wyraziste... Donna Tartt potrafi nawet w sposób idealny przekazać upał, klimat Las Vegas. Potem bardzo łatwo jest jej wrócić do opisywania Nowego Jorku. To wszystko robi w sposób bardzo realny i wyrazisty. Powieść w moim odczuciu naprawdę wielka. Przy tym wciągająca, urzekająca i naprawdę piękna. Wyrazista, genialna, z bohaterami z krwi i kości. Książka pokazująca, że nie zawsze wszystko toczy się po naszej myśli... z wieloma pięknymi zdaniami. Polecam Wam ją serdecznie. Jedna z najlepszych książek jakie miałam okazję przeczytać w 2015 roku. Proza Donny Tartt to proza zasługująca na największą dozę uwagi. Długo o niej nie zapomnę!

Za możliwość przeczytania tej naprawdę świetnej powieści serdecznie dziękuję matras.pl! :) 

listopada 28, 2015

(414) Ludzie chyba jednak nie są banalnie przewidywalni... czyli: "Pan Przypadek i fioletowoskórzy"

(414) Ludzie chyba jednak nie są banalnie przewidywalni... czyli: "Pan Przypadek i fioletowoskórzy"
Tytuł: Pan Przypadek i fioletowoskórzy
Seria: Pan Przypadek i... (#4)
Autor: Jacek Getner
Wydawnictwo Zakładka
Stron 248

"Po przekroczeniu niektórych granic, wbrew pozorom, nie następuje dalsza eskalacja zjawisk."
Jacek Getner, "Pan Przypadek i fioletowoskórzy"
Stało się. Przeczytałam czwarty tom przygód rodzimego detektywa Jacka Przypadka. Pan Jacek Getner po raz kolejny mnie nie zawiódł, a co więcej... mogę nawet stwierdzić, że kolejne tomy z tej serii czytam z coraz większą przyjemnością, a przy tym podczas czytania odnoszę wrażenie pewnej płynności, relacji miedzy opowiadaniami zawartymi w tomie - ściślejszej niż w poprzednich tomach. Polski pisarz serwuje nam trzy naprawdę dobre i ciekawe opowiadania w których wykrycie sprawcy wcale nie jest takie łatwe. Ale zacznijmy od początku - kim są fioletowskórzy? W książka Jacka Getnera to osoby bezdomne trudniące się zbieraniem złomu i innych rzeczy, które można upchnąć w skupie, aby uzyskać pieniądze na drogocenny "Kwiat pustyni". Trzy opowiadania, trzy różne fabuły połączone oczywiście osobą Jacka Przypadka oraz innych bohaterów przewijających się przez ten tom. Bez obawy jednak - Jacek Getner umożliwia nam bowiem spotkanie także z postaciami, które poznaliśmy w poprzednich tomach. Pojawia się rozwinięcie wątków z którymi czytelnik spotyka się w poprzednich tomach, a to wszystko w sposób uporządkowany. Choć przyznaję, że te opowiadania wywołały u mnie różne emocje...
Pierwsze opowiadanie pt.: "Winetu i Old Spejs" to moim zdaniem opowiadanie z tego zbioru najsłabsze. Do Jacka Przypadka przychodzi jego dawny przyjaciel Winetu, aby ten pomógł mu odnaleźć jego życiową partnerkę Old Spejs. Różne tropy prowadzą genialnego detektywa w różne strony. Nie wiadomo czy Old Spejs uciekła, aby rozpocząć nowe życie czy może została zamordowana? Rozwiązanie zagadki okazuje się być dosyć zaskakujące, a jednak cała historia jakoś mnie do siebie nie przekonała. Odczułam to jednak dopiero pod koniec. Zbyt duże natężenie dziwnych postaci spowodowało, że ta historia wydała mi się historią dosyć nieprawdopodobną, a już z pewnością dziwną. Jednak jak wiadomo różne ziółka istnieją. Nie mniej czytało się przyjemnie.
Przy drugim opowiadaniu o tytule "Wszyscy jesteśmy winni" sytuacja przedstawia już się lepiej. Z pozoru banalna sprawa zamienia się (jak to zazwyczaj w przypadku Przypadka) w wielką aferę. Ktoś ukradł jednemu z bezdomnych jego łup, w dodatku zranił się w głowę. Sprawa okazuje się o tyle trudna, że niejedna osoba przyznaje się do tego czynu. Zadanie Przypadka jest "dosyć" proste. Oczyścić z zarzutów wszystkich bezdomnych, którzy przyznają się do winy... a przy okazji znaleźć prawdziwego winnego. Ten twór wyobraźni Jacka Getnera czytałam z jeszcze większym zaangażowaniem i zaciekawieniem niż "Winetu i Old Spejs". Bardzo dobre opowiadanie, a przy tym prawdopodobne i mam wrażenie, że nieprzekoloryzowane.
Trzecie, a zarazem ostatnie opowiadanie pt.: "Świentoszek" (nie popełniłam błędu ortograficznego ;)) opowiada o pewnej zagadce związanej bezpośrednio z ekologią... i wszystkimi jej fanatykami - nie zawsze szczerymi. Cyniczny detektyw musi rozstrzygnąć komu tak naprawdę zależy na obecności / śmierci podfruwajki brązowej. To opowiadanie podobało mi się najbardziej. W dodatku najbardziej mnie zaciekawiło, zaangażowało w czytanie, a rozwiązanie tej zagadki pięknie ułożyło mi się w głowie. To właśnie "Świentoszek" w większości determinuje moją opinię na temat tej pozycji.
Pan Jacek Getner stworzył trzy naprawdę ciekawe opowiadania, przy czym właśnie to ostatnie przypadło mi do gustu najbardziej. Była trzynastka, byli celebryci, były korpoludki, a teraz przyszedł czas na fioletowoskórych, którzy zostali utrzymani na naprawdę dobrym poziomie. Jacek Getner pisze coraz ciekawiej i to czuć. Cyniczny, zabawni bohaterowie... cała ich paleta. No i oczywiście postać głównego bohatera. W tej części mam wrażenie, że Przypadek był odrobinę mniej cyniczny, a bardziej zatroskany. Dobrze jest widzieć zachodzące w nim zmiany. Co najważniejsze: autor ma cały czas ciekawe pomysły na zbrodnie... ciekawe co wymyśli w kolejnych tomach. Bo ten zakończył mistrzowsko!
Nie przepadam za zbiorami opowiadań. Jednak to podczas czytania książek Jacka Getnera nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu, bowiem są one "spięte", powiązane bohaterami, którzy pojawiają się w tej serii już od pierwszego tomu, a wśród nich między innymi komisarz Łoś, którego niestety ku mojemu zmartwieniu było odrobinę mniej niż w poprzednich tomach... mam nadzieję, że w następnych wróci do czytelników w normalnej dawce. Warto wspomnieć o tym, że Przypadek oczywiście po staremu zdobywa coraz to nowych wrogów i coraz więcej niechęci... Myślę jednak, że jakoś sobie z tym poradzi.
"Pan Przypadek i fioletowoskórzy" to zbiór kolejnych opowiadań o sprawach genialnego rodzimego detektywa Jacka Przypadka. Detektywa słynące z rozwiązywania swoich zagadek z pewną dozą cynizmu... oczywiście nie może zabraknąć irytowania innych (przede wszystkim ważnych) osób. Do tego dochodzi kwestia jego przyjaciela Boga Seksu, jego ojca i nie tylko. Jacek Getner pisze naprawdę ciekawie, przyjemnie i po jego pozycje sięgam z dużym zainteresowaniem. Przyjemne w odbiorze i intrygujące. Nie są to może arcydzieła, ale myślę, że serii pana Getnera jeszcze będzie głośno... w końcu jeszcze wszystko przed nim, a widać, że robi postępy... Wyolbrzymia jednak niektóre rzeczy co niektórych może niestety odrzucić. Mnie osobiście czasami to irytowało, a jednak... taka po prostu cecha tej serii. Tym się wyróżnia. Mimo to osobiście bardzo lubię i polecam. To naprawdę bardzo dobry cykl, którego jednak nie zaszkodzi jeszcze troszkę doszlifować.
Za możliwość zapoznania się z kolejną częścią przygód cynicznego detektywa serdecznie dziękuję Autorowi!

listopada 24, 2015

(413) Brak akceptacji, samotność, poszukiwanie... czyli "Odrodzona"

(413) Brak akceptacji, samotność, poszukiwanie... czyli "Odrodzona"
Tytuł: Odrodzona
Seria: Wodospady Cienia po zmroku (#1)
Autor: C.C.Hunter
Wydawnictwo Feeria
Stron 422

"To, że chcesz walczyć, nie robi z ciebie dobrego agenta. Prawdziwe zalety to świadomość, jak uniknąć walki, którą byś przegrała, i umiejętność schowania dumy do kieszeni."

C.C.Hunter, "Odrodzona" 


C. C. Hunter po raz kolejny stworzyła książkę, którą naprawdę dobrze się czyta. Obracając się w otoczeniu bohaterów ze swojej serii "Wodospady cienia" tworzy naprawdę dobry spin - off. A co ważne - nie trzeba znać jej pierwszej serii, aby w tej świetnie się odnaleźć. Oczywiście. W jednym bohaterka zawodzi... można się bowiem jeszcze długo po przeczytaniu "Odrodzonej" zastanawiać jak wyglądają bohaterowie. Jakby po części wychodziła z założenia, że czytelnicy znają ich z poprzedniej serii, a przecież z drugiej strony... czytelnik jej nie znający świetnie odnajdzie się w fabule oraz wśród towarzyszy Delli. Spokojnie można się z nią więć zapoznawać jako z czymś zupełnie na rynku wydawniczym nowym. Osobiście czytałam dwa pierwsze tomy jej poprzedniej serii. a "Odrodzona" dopowiedziała mi co działo się dalej i pozwoliła przypomnieć sobie to co działo się wcześniej. 

Życie Delli odmieniło się jednego dnia. Wirus wampiryzmu pozbawił ją rodziny i spowodował, że zagubiła własną tożsamość. Miała wszystko - idealnego chłopaka, rodzinę, była ukochaną córeczką rodziców. Wszystko zmieniło się, kiedy temperatura jej skóry zaczęła się obniżać, a jej samej przestała wystarczać na śniadanie kanapka. Stała się wampirem. Schronieniem stały się dla niej Wodospady Cieni. To w tej szkole oprócz "ludzkich" przedmiotów uczy się jak żyć w środowisku ludzkim i radzić sobie z przemianami, które w niej zaszły. To właśnie w tej szkole nastolatki uczą się jak wykorzystywać (w imię dobra!) swoje nadprzyrodzone umiejętności... tak, aby nie zagrażać innym. Della mimo posiadania dwóch wspaniałych przyjaciółek, które tam poznała - Mirandy i Kylie czuje się bardzo samotna. Postanawia odszukać swoją zaginioną część rodziny. Po drodze jeszcze rozpoczyna treningi dla organizacji JBF, której pełnoprawnym agentem chce się stać w przyszłości. Musi się także zmierzyć z kłopotami sercowymi. Zmiennokształtny Steve to chłopak, który nieźle miesza jej w głowie i sercu. Jednak w Wodospadach Cieni zjawia się nowy uczeń, Chase. Zagadkowy wampir budzi złe wspomnienia w Delli i nie daje jej spokoju... Młoda wampirzyca będzie musiała tak pokierować swoim życiem, aby osiągnąć wybrane cele i przy okazji nie skończyć ze złamanym sercem. 

Pani Hunter po raz kolejny funduje czytelnikom coś na kształt trójkąta miłosnego co wzbudziło we mnie pokłady irytacji. Czyżby odgrzewała stare kotlety? To aspekt na który patrząc o wiele lepiej zacząć swoją przygodę z tą serią bez czytania serii o Kylie. Wtedy można uniknąć uczucia irytacji, deja vu i odebrać twórczość pani Hunter jako w miarę świeżą twórczość, pomysły. Oczywiście o tą świeżość w natłoku książek tego typu naprawdę trudno. Mimo to autorka wygrywa bohaterami drugoplanowymi. Tak... no tu trzeba przyznać, że się popisała. Postać Holiday, jej męża (groźnego komendanta) to takie dobre duchy tej powieści. Cicho wszystko obserwują  wkraczają do akcji, kiedy uznają to za konieczne. Nawiązują relacje z głównymi bohaterami i po prostu są taką opoką. A jak było z głównymi bohaterami? Różnie.

Amerykańska pisarka stworzyła postać Delli jako bohatera zagubionego, odrzuconego przez własną rodzinę. Pokazuje problem wampira, choć tak naprawdę takie odrzucenie spotyka niejednokrotnie młodzież w okresie w dojrzewania. A przecież.. rodzice Delli nie wiedząc o tym co tak naprawdę spotkało ich córkę uważają, że ta właśnie przechodzi problemy związane z dojrzewaniem. Podejrzewają ją o picie, zażywanie narkotyków, ciążę, kradzieże... - krótko mówiąc o to wszystko co może złego spotkać nastolatkę. Pisarka ukazała Dellę jako dziewczynę w miarę dojrzałą. Bez wątpienia z jej perspektywy ta dojrzałość jest większa niż w poprzedniej serii. Mimo to nadal widać młody wiek bohaterów, nieobeznanie z życiem i prawami nimi rządzącymi.

Oczywiście w tego typu powieści musiał się pojawić wątek romantyczny, który jest... ciekawy. Mimo tego trójkąta i niektórych irytujących zachowań bohaterki. Stają się one jednak mniej irytujące i dokuczające, kiedy pamięta się o tym co aktualnie przeżywa bohaterka, o jej rozterkach i kłopotach. Czytając serię "Wodospady Cieni" czytelnik jest bardzo ubogi jeśli chodzi o wiedzę na temat Delli i tego jaka naprawdę jest. Jest tylko jedną z dwóch przyjaciółek Kylie, w dodatku bezkompromisową. W tej serii pani Hunter wyraźnie pokazuje, że to co dzieje się wokół Delli także jest ważne i godne uwagi. Tym samym pokazuje, że cały świat nie toczy się wokół Kylie, a jej przyjaciółki także mają co pokazać. Della staje się postacią mniej tajemniczą, irytującą... i choć nadal mówi to co jej ślina na język przyniesie to jednak nie odrzuca tym czytelnika. Choć przyznaję, że będzie musiała nabrać trochę pokory... No i tego ten tajemniczy, pewny siebie Chase. To akurat nowa postać, której obecności jednak autorka nie narzuca przez cały czas. Pojawia się w momentach ważnych i wymagających jego obecności. Szczerze mówiąc - to bez wątpienia bohater, które może sobie zaskarbić sympatię czytelnika, jednak nie na początku, a jakoś w trakcie lektury.

"Odrodzona" to powieść w której oprócz skomplikowanych relacji w rodzinie, przyjaźni i miłości ważnym aspektem jest także akcja i tajemnica. Na pochwałę zasługuje fakt, że autorka od samego początku wprowadza intrygujący wątek kryminalny i w naprawdę dobrym stylu przy nim trwa do ostatniej strony. Nie spada on na nas jak grad z jasnego nieba. Tak samo jak odpowiedzi pod koniec. Jak możecie się domyślić tych odpowiedzi za dużo nie jest... w końcu gdyby tak było - o czym miałyby być kolejne części? A czy będzie się je miło czytać? Jeśli aktorka utrzyma poziom to bez wątpienia "tak". C. C. Hunter posługuje się lekkim, niewymagającym językiem, pisze ciekawie i z werwą.

Pierwszy tom serii "Wodospady Cieni po zmroku" nie jest książką wybitną, ale za to idealną lekturą na odprężenie. Świat wykreowany przez autorkę wciąga, a perypetie głównej bohaterki są naprawdę ciekawe... i momentami nawet przejmujące. Ta powieść to idealna książka dla nastolatek pokazująca, że każdy wiek ma swoje problemy oraz różne inne niedogodności. Czyta się ją szybko, z zaciekawieniem a i autorka stara się nie powielać pewnych od dawna utartych szlaków. Nie zawsze jej to wychodzi. Jednak ile w końcu można wymyślić nowego w kwestii paranormal romance i jego pochodnych? "Odrodzona" to bardzo dobra reprezentantka gatunku, która pozwoliła mi się na kilka godzin oderwać od rzeczywistości i skupić na losach bohaterów. Polecam fanom twórczości Hunter (a właściwie Christie Craig) oraz wszystkim, którzy lubię opowieści o miłości, przyjaźni, z kryminałem w tle i stworzeniami nadprzyrodzonymi oczywiście ;)

Za możliwość poznania losów Delli serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

listopada 22, 2015

(412) Blog ważną częścią mojego życia? Wyznania książkoholiczki... cz. 1

"To szaleństwo." - myślę, biorąc się za pisanie tego postu. Postu, który chodzi za mną już od kilku miesięcy... Postu do ktorego zainspirowała mnie Querida. Na początku września pokazałam Wam swój stosik na pożegnanie wakacji i napisałam, że zaczynam naukę w liceum. Querida skomentowała to w ten sposób: "Jejku, już liceum, a ja pamiętam, kiedy byłaś na początku gimnazjum :) Życzę powodzenia w nowej szkole i oczywiście udanej lektury!". Widzicie... nie wszyscy z Was wiedzą, że tego bloga prowadzę od szóstej klasy szkoły podstawowej... A z tym wiąże się kilka faktów.

1. Swojej pierwszej recenzji wolę nie wspominać. Recenzowałam "Zmierzch"..., kiedy dzisiaj czytam tą recenzję chce mi się śmiać. Ale co mnie doprowadziło do tego, że 1 marca 2011 założyłam "Książki – inna rzeczywistość"?

Odpowiedź jest prosta: zafascynowanie po przeczytaniu Sagi Zmierzch (tydzień, z przerwami na sen i jedzenie) romansami paranormalnymi. Wtedy w zapowiedziach ukazała się książka "Żelazny król". Zakochałam się w okładce (nadal nie wiem dlaczego) i szukałam o niej informacji w internecie...w ten sposób trafiłam na blogi z recenzjami książkami. "Złodziejka Książek", "Kreatywa", blog niestety już nieistniejący Sujeczki, "Zakurzona półka" to blogi, które były dla mnie ogromną inspiracją. Krótko mówiąc: też tak chciałam. Więc założyłam bloga. Swoją drogą "Żelazny król" wpadł w moje ręce dopiero dwa lata później...

Byłam najmłodszą blogerką książkową w tamtym czasie, a dzisiaj czuję, że stoję w miejscu. Że ten blog stoi w miejscu.

2. Ostatnio zrozumiałam, że dopiero w dniu dzisiejszym dojrzałam do prowadzenia tego bloga... i, że teraz wiem jak chcę, żeby on wyglądał.

"Książki – inna rzeczywistość" nie mają być tylko miejscem o książkach. Mają być miejscem o kulturze, ciekawych artykułach... chcę tu mieć filmy, muzykę, książki i nie tylko! Na razie tylko muszę jeszcze znaleźć na to czas...

3. Wiem, że moje recenzje nie są idealne.

Oj, nie są... Kiedy czytam niektóre z nich z perspektywy czasu mam ochotę się rozpłakać. Ale ja naprawdę się staram, wiecie? To nic jak mi nie wychodzi... To zawsze motywacja, żeby następną recenzję napisać lepiej, ciekawiej, wnikliwiej.

4. Najważniejsze: Tak, ten blog jest ważną częścią mojego życia. Chcę, żeby stał się bardziej "mój". Więcej postów, więcej inspiracji, więcej kultury... chcę żeby tętnił życiem... ideał: posty codziennie. Wiem, że to w moim wypadku troszkę nierealne... Ale wiecie co? Postaram się.

listopada 21, 2015

(411) Muzyczny kącik: "Zielony ocean" Agnieszki Osieckiej

(411) Muzyczny kącik: "Zielony ocean" Agnieszki Osieckiej

Seria: Sześć oceanów
Tekst: Agnieszka Osiecka
Wykonawca: Various Artists

"Tej zabawy w niebo-piekło tak już nienawidzę,
Że sam nie wiem czy to wściekłość,
Czy się miła wstydzę."

Fragment tekstu piosenki "Nie wybaczaj" - Agnieszka Osiecka

Co jest jednym z najlepszych dodatków do dobrej książki? Dobra muzyka. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła płyta "Agnieszka Osiecka: Ocean zielony". To przerażające, ale współcześnie niektórzy gimnazjaliści nie wiedzą kim była Agnieszka Osiecka. Nawet jeśli znają niektóre jej teksty to jednak nie kojarzą ich z jej osobą, a z Marylą Rodowicz, Majką Jeżowską czy ze zespołem Skaldowie. Ale nie o tym dzisiaj... Z myślą o wielkich fanach twórczości Osieckiej wznowiona została seria "Pięć oceanów". W dodatku wzbogacona o "Ocean szósty". To właśnie o tej "szóstce" zamierzam Wam dzisiaj co nieco opowiedzieć. 

"Agnieszka Osiecka: Ocean zielony" to zbiór takich utworów jak "Tango Warszawa", "Nie wybaczaj", "W żółtych płomieniach liści" czy "Wybacz mamasza". Na płycie znajdziecie utwory mniej znane, jak i te popularniejsze. Różny klimat, rytmika... Nie mniej - oczywiście wszystkie zasługują na uwagę! Przesłuchałam tą płytę kilka razy, a i tak za każdym razem teksty Agnieszki Osieckiej wywołują na mnie ogromne wrażenie. Swój udział w tym mają także wykonawcy, których możemy usłyszeć... Wśród nich znajdują się takie postacie jak: Mela Koteluk, Stanisława Celińska, Stanisław Soyka, Katarzyna Nosowska, Anna Serafińska. 

Jak sami więc widzicie niektóre piosenki Osieckiej zostały przedstawione w nowych aranżacjach. Brakuje tu niestety Seweryna Krajewskiego. Nie mniej "Ocean zielony" to płyta, której z pewnością warto posłuchać. Może chociażby po to, żeby nie kojarzyć wybitnej polskiej poetki, Agnieszki Osieckiej jedynie z takimi utworami jak "Małgośka" czy "A ja wolę moją mamę"? Piękne aranżacje, cudowna muzyka i niezwykłe doświadczenie dla ucha. Myślę, że dla fanów jak i zainteresowanych ta płyta jak i pozostałe z serii będą nie lada gratką. Może idealnym prezentem mikołajkowym? 

PS. Wiecie co mnie najbardziej ujmuje w twórczości Agnieszki Osieckiej? Fakt, że każdy znajdzie w niej jakiś utwór, który wyjątkowo przypadnie mu do duszy, serca. Dla mnie takim utworem jest piękne "W Żółtych Płomieniach Liści" na których samo wspomnienie dostaję wypieków na twarzy. W tym wypadku w wykonaniu Iwony Loranc. No i jeszcze to "Tango Warszawa" w wykonaniu Soyki. Jest co słuchać... Polecam!

Pełny spis piosenek znajdujących się na płycie jest dostępny oczywiście na stronie empik.com. 

Ponowne spotkanie z tekstami Agnieszki Osieckiej umożliwił mi sklep internetowy empik.com. Serdecznie dziękuję!

listopada 18, 2015

(410) Posłuchaj, a zrozumiesz... czyli "Playlist for the dead."

(410) Posłuchaj, a zrozumiesz... czyli "Playlist for the dead."
Tytuł: Playlist for the Dead. Posłuchaj a zrozumiesz.
Autor: Michelle Falkoff
Wydawnictwo Feeria
Stron 272

"Nigdy się z tego nie otrząsnę. już wiem, że to prawda, ale to wcale nie oznacza, że pewnego dnia się z tym nie pogodzę i nie zacznę żyć od nowa."

Michelle Falkoff, "Playlist for the Dead"

"Playlist for the Dead. Posłuchaj a zrozumiesz" to książka, która w ostatnim czasie zawojowała rynek wydawniczy. Patrząc na jej długość byłam skłonna uwierzyć w to, że jest naprawdę wybitną lekturą. Byłby to w końcu kolejny przykład na to, że czasami te krótkie powieści są najlepsze... Sięgnęłam po książkę Michelle Falkoff i przyznaję, że obiecywałam sobie po niej bardzo wiele. Niestety po kilku pierwszych stronach przez moją głowę przemknęła myśl: O co to całe halo?. Była to jak się później okazało myśl całkowicie błędna" "Playlist for the Dead" to jedna z tych powieści, które w moim odczuciu zyskują z każdą kolejną stroną. Wraz z wgłębianiem się w dalsze strony tej powieści byłam coraz ciekawsza co dalej, jak potoczą się losy głównego bohatera... i co zaważyło na losach jego przyjaciela.

Nastoletni chłopak o imieniu Sam przychodzi pewnego dnia do swojego najlepszego (a zarazem jedynego) przyjaciela Haydena. Wchodząc do pokoju zauważa, że ten jeszcze śpi. Jak się jednak szybko okazuje chłopak tak naprawdę nie żyje. Popełnił samobójstwo. Przed śmiercią ułożył i zostawił dla Sama playlistę z karteczką: "Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz." Od tego momentu w życiu Sama zaczyna się zupełnie nowy etap. Wsłuchując się w playlistę Haydena i w swoje wspomnienia próbuje złożyć to co wydarzyło się krótko przed śmiercią jego przyjaciela oraz co działo się w jego życiu tak naprawdę. A przede wszystkim poszukuje odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego?". Sam próbuje ułożyć swoje życie od nowa. Poznaje nowych znajomych, tajemniczą dziewczynę o imieniu Astrid. Jednak bardzo szybko może się okazać, że wszystko w co wierzył było jednym wielkim kłamstwem, a on nie potrafił tego dostrzec. Chłopak odtwarza historię życia przyjaciela tym samym przerzucając przez filtr swoją historię. 

Samobójstwo młodego człowieka to trudny temat, który mam wrażenie, że na początku został troszkę strywializowany. Na początkowych stronach tej powieści było moim zdaniem zbyt dużo komiksów, gier komputerowych. To nie do końca przypadło mi do gustu. Oczywiście to tworzyło obraz głównych bohaterów, ale jak się później okazało mieli oni do zaoferowania o wiele więcej. Na szczęście autorka w końcu wszystko ładnie wypośrodkowała i nie czułam się podczas czytania obarczona światem, który przecież w ogóle mnie nie interesuje. Bez wątpienia komiksy i gry to nie moje klimaty. 

Sam jest postacią dynamiczną. Z każdą kolejną stroną staje się coraz dojrzalszy. Podoba mi się, że autorka nie uczyniła z Sama wielkiego buntownika, skłóconego z rodzicami, a wręcz przeciwnie. Główny bohater to zwykły chłopak którego jednak spotkało coś niezwykłego i niezwykle przykrego. Śmierć przyjaciela. To zmusza Sama do cofnięcia się i przeanalizowania jeszcze raz wszystkiego co razem przeżyli. Musi jeszcze raz zrozumieć na czym polega dojrzała przyjaźń. Mam wrażenie, że śmierć Haydena powoduje, że Sam dojrzewa i przestaje widzieć otaczający go świat w czarno - białych barwach. Zaczyna inaczej postrzegać otaczający go świat i zauważać rzeczy na które wcześniej nie zwracał uwagi. 

Powieść pani Michelle można odczytywać na dwóch płaszczyznach. Jako powieść fabularną lub jako powieść psychologiczną. Osobiście postarałam się ją odczytywać na obu tych płaszczyznach. Jako zwykła powieść fabularna jest to książka niezmiernie ciekawa z intrygującą akcją (w której znajdzie się miejsce na przyjaźń, pierwszą miłość, imprezy i nie tylko). Patrząc na nią jako na powieść psychologiczną nie można nie zauważyć kwestii wygórowanych oczekiwań rodziców, pierwszych miłości i rozczarowań, prześladowania, dokuczania czy karmy. Książka pokazująca, ze nie wszystko jest zawsze takie jakie wydaje nam się na pierwszy rzut oka. Autorka próbuje wejść w psychikę nastolatka pogubionego, nieszczęśliwego i samotnego. Odkrywa przed czytelnikiem problemy nastolatków, ich złość, nienawiść, zagubienie... Różne postacie, różne problemy, ale to wszystko przedstawione w sposób bardzo trafny i delikatny, z dużą empatią. 


"Playlist for the Dead" to świetna, niezwykle wartościowa i poruszająca książka. Dzieło Falkoff pokazuje, że niektóre rzeczy nas czasami po prostu przerastają. To także powieść w której zakochiwałam się z każdą kolejną stroną. Sam to z kolei bohater, którego bardzo polubiłam. To on nadaje tej książce taki szczery obraz. On oraz jego znajomi.. pogubieni, z różnymi problemami.. Czym uwiodła mnie przede wszystkim autorka? Zakończeniem. Zgrabnym, podsumowującym, zapadającym w pamięć. Zbiera wszystko w całość przekazując w jednym punkcie to co próbuje przekazać czytelnikowi przez całą książkę. Także poprzez muzykę. Na początek każdego rozdziału jedna piosenka. LINKIN PARK, THE NATIONAL, FOSTER THE PEOPLE i wiele innych wykonawców towarzyszy Samowi oraz czytelnikowi podczas poznawania historii Haydena i Sama. "Playlist for the Dead" to książka dla której warto się na chwilę zatrzymać. Polecam - szczególnie osobom, które lubią czytać mądre i wartościowe młodzieżówki! Mimo niezbyt zgrabnego początku... majstersztyk zapadający w pamięć.

Za możliwość poznania nie zawsze łatwej historii Sama serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

listopada 16, 2015

(409) Ach ta młodość... czyli słów parę o powieści "Czy wspominałam, że Cię kocham?"

(409) Ach ta młodość... czyli słów parę o powieści "Czy wspominałam, że Cię kocham?"
Tytuł: Czy wspominałam, że Cię kocham?
Seria DIMILY (#1)
Autor: Estelle Maskame
Wydawnictwo Feeria
Stron 403

"Tak więc pieprzcie to, co ludzie mówią i myślą na temat waszych decyzji. [...] Przestańcie się wzbraniać przed byciem sobą." 

Estelle Maskame, "Czy wspominałam, że Cię kocham?"


Młodość rządzi się własnymi prawami. Młodość ma prawo popełniać błędy, szaleć, podejmować niewłaściwe decyzje, być nieracjonalna i lekkomyślna... Takie same prawo ma miłość. Prawo nawet większe... O młodości, miłości, letnim szaleństwie, przyjaźniach, problemach z rodzicami i nie tylko jest książka Estelle Maskame. Najpierw była historia na blogu, aż doszliśmy jak głosi napis na okładce to fenomenalnej serii DIMILY. I wiecie co? Zgadzam się z tym napisem. "Czy wspominałam, że Cię kocham?" to książka, która okazała się zajmującą lekturą, a jej bohaterowie bohaterami z krwi i kości. Klimat wakacji, słoneczna Kalifornia, pierwsze miłości, a przy tym rozliczanie się z przeszłością... Jestem na tak!

Eden Munro to dziewczyna, którego nie widziała swojego ojca od trzech lat, czyli od dnia rozwodu jej rodziców. Ma świetny kontakt z mamą, a jednak w dniu kiedy ojciec proponuje jej, żeby spędziła wakacje u niego, w Kalifornii - zgadza się. Mimo zaskoczenia i wiedzy, że ojciec ma nową rodzinę - żonę i trójkę pasierbów. Na miejscu poznaje swoje przyrodnie rodzeństwo: Jamie, Chase i najstarszy Tyler. To właśnie ten trzeci najbardziej namiesza jej w głowie... W słonecznej Kalifornii dziewczyna poznaje życie o jakim wcześniej nie myślała. Nowe przyjaźnie, szalone imprezy, alkohol, łamanie prawa i zasad... Ale w końcu: to wakacje. Wakacje, które zmienią w jej życiu bardzo wiele. Problemy z ojcem, irytujący, a przy tym niezwykle interesujący Tyler...

Eden ma jakiś problem i autorka daje nam to wyraźnie do zrozumienia już od pierwszych stron przez co nie czyni swojej powieści infantylną. W nowym otoczeniu próbuje znaleźć miejsce dla siebie chociaż na czas wakacji. Jej początki są trudne. Nieprzyzwyczajona do ciągłego imprezowania, picia alkoholu, zbulwersowana otaczającymi ją zachowaniami środowiskami, a przede wszystkim Tylera czuje się w nowym miejscu początkowo bardzo nieswojo. Z czasem za sprawą nowo poznanych znajomych to się zmienia. Cierpią jednak na tym już i tak niepoprawne relacje z jej ojcem. Jednak: do tanga trzeba dwojga, a oni jakoś nie mogą się zgrać w swoich działaniach. (Zresztą uwierzcie mi... ojciec Eden to naprawdę palant).

Tyler to chłopak z problemami. Niby twardziel, a tak naprawdę momentami okazuje się być normalny i... słaby. Na co dzień jednak to chłopak migdalący się z dziewczynami w przebieralniach, uzależniony od alkoholu, trawki i kokainy. Darzy Eden z początku bardzo negatywnymi odczuciami, a przynajmniej robi wszystko, żeby wszyscy wokół odnieśli takie wrażenie. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że Eden i Tyler powoli zaczynają się sobą coraz bardziej interesować co jest niepoprawne pod minimum dwoma względami:
1. Tyler ma dziewczynę, która tak się składa, że jest przyjaciółką Eden. 
2. Eden i Tyler są przyrodnim rodzeństwem.
Powodów pewno ich rodzice znaleźliby jeszcze więcej... Pytanie: co z tym począć? Zachowanie Tylera ma podłoże w przeszłości o której ten usilnie nie chce rozmawiać. A jeśli nie chce rozmawiać to też nie daje osobie w tej kwestii pomóc. 

Historia stworzona przez Estelle jest historią moim zdaniem oryginalną. Były już zakazane uczucia między wampirem a dziewczyną, między ludźmi z różnych sfer życia, między osobami, które dzieli różnica wieku. Jednak z historią w której problemem jest przyrodnie rodzeństwo z tytułu (bo przecież żadne więzy krwi ich nie łączą) jest dla mnie nowością. Już za to ta książka ma u mnie plus. Tych plusów jest jednak o wiele więcej. Chociażby to, że wydarzenia nie kręcą się tylko wokół wątku miłosnego, ale także wobec wątku przyjaźni, relacji w rodzinie (które jak wiadomo są czasami bardzo skomplikowane) i dorastania. Eden z każdym rozdziałem pokonuje pewne granice, ale na szczęście nie staje się głupią dziewuchą zapatrzoną tylko w ubrania... ew. torebki. A i taką bohaterkę w tej powieści znajdziecie.

"Odkryłam, że bycie w obcym mieście bez samochodu ma swoje dobre strony: nie trzeba prosić o podwózkę, bo wszyscy proponują ci ją z litości." 

Estelle Maskame

Bohaterowie są wyraziści i prawdziwi, nieprzerysowani. Co mnie cieszy: postać Eden tak naprawdę w ogóle podczas tej książki nie zmienia się na gorszą, a jedynie poszerza swój ogląd świata. Jej wszystkie ewentualne wybryki w związku z tym wychodzę bardzo naturalnie bez usilnych knowań autorki. W tej kwestii muszę się jedynie odrobinę doczepić do postaci Tylera. Tyler to postać z dość zmiennymi humorami. Raz zachowuje się jak rottweiler przed obcym, a raz jest potulny jak baranek. Niestety przez to miałam czasami jakieś takie wrażenie sztuczności. Okey. Rottweiler jest jego maską, ale jednak zawsze coś z tej maski zostawać powinno... Tym bardziej, że te zmiany jego nastroju / zachowania są tak nagłe. 

Estelle Maskame miała naprawdę dobry pomysł na fabułę i w dodatku udało jej się go zrealizować. Oddaje w swojej książce świetnie czas lata i słonecznej Kalifornii. Historia Eden nie jest przesycona miłością na każdym kroku - a wręcz przeciwnie! Dużo w niej sprzeczek słownych, niesnasek i zwykłych relacji ludzkich. Znajdziecie w niej i picie kawy, i wielkie imprezy jak i romantyczny spacer po molo. Mam mieszane uczucia co do zakończenia jakie zaserwowała nam autorka. Zresztą... jeśli przeczytacie: przekonacie się sami. To zakończenie jednak oprócz tego, że troszkę mnie irytuje powoduje także, że żałuję, że w Polsce nie została jeszcze wydana druga część tej serii. Mam nadzieję, że wszystko jeszcze przede mną ;) 

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" to po trochu romantyczna, a po trochu brutalnie prawdziwa historia zmuszająca nas do zadania sobie pytania czy żyjemy tak jak my chcemy, czy może tak jak oczekuje tego od nas inni? Jedna z lepszych książek młodzieżowych, które miałam okazję przeczytać. W dodatku jedna z tych, które czyta się z wypiekami na twarzy. Jeśli więc macie ochotę na sięgnięcie po jakąś rewelacyjną młodzieżówkę to serdecznie Wam ją polecam! Dobrze czasami oderwać się od swoich problemów, a skupić się na problemach bohaterów... i ich perypetiach. Poza tym: taka powieść jest bez wątpienia dobrą odskocznią w czasie roku szkolnego. 400 stron, ale przeczytacie ją naprawdę szybko! :) I uśmiechniecie, i rozzłościcie, i łezka Wam się oku zakręci... Gama emocji gwarantowana. 

Za możliwość poznania nie zawsze łatwej historii Eden i Tylera serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

listopada 15, 2015

(408) Kilka słów o miłości własnej czyli powieść Schmitta "Sekta egoistów"

(408) Kilka słów o miłości własnej czyli powieść Schmitta "Sekta egoistów"
Tytuł: Sekta egoistów
Autor: Eric - Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo Znak Literanova
Stron 205

"Badacze darzą się więzienną przyjaźnią, co oznacza, że niczego nienawidzą tak bardzo jak więźnia, który ma zostać wypuszczony na wolność." 

Eric - Emmanuel Schmitt, "Sekta egoistów"

Francuski pisarz, Eric - Emmanuel Schmitt to oczywiście autor krótkiej książeczki "Oskar i Pani Róża", a z wykształcenia co ciekawe filozof. W Polsce jak dotąd zostało opublikowanych ponad dwadzieścia jego powieści. "Sekta egoistów" to jego najwcześniejsza powieść, a jednak jak dotąd nigdy w Polsce nie publikowana. Osobiście z jego twórczości miałam okazję poznać tylko utwór: "Oskar i Pani Róża", który zawładnął moim sercem oraz zbiór opowiadań "Historie miłosne", który okazał się być zbiorem bardzo ciekawym, a przy tym zbiorem o poziomie dosyć umiarkowanym... spotkałam się tam zarówno z tymi lepszymi utworami jak i odrobinę gorszymi. Nie mniej: czytanie go było samą przyjemnością! Stąd też chyba nie będzie dla Was dużym zaskoczeniem, jeśli napiszę, że kiedy tylko ta książka wpadła w moje ręce... zabrałam się za czytanie. 

Gerard Lagueret jest doktorantem. Pewnego dnia siedząc w bibliotece postanowił naruszyć prawo: "zamierzałem przeczytać coś nieprzydatnego! Tak po prostu. Bez uzasadnienia. Złamać reguły badacza, zbijać bąki, czytać dla przyjemności... Występek, ot co!" (cyt. E.E.Schmitt "Sekta egoistów"). W ten oto sposób trafił na definicję "egoizmu", a w niej na wzmiankę o filozofie o którym nie słyszał nigdy wcześniej, na ślad niejakiego Gasparda Languenhaerta. Podobno był założycielem Sekty Egoistów. Używam celowo słowa "podobno", bowiem mężczyzna ma problemy ze znalezieniem na to jakiejś większej ilości dowodów. Mimo to szuka. Początkowa ciekawość badacza zamienia się w obsesję. Lagueret przemierza Europę w poszukiwaniu śladów tajemniczego filozofa i organizacji przez niego założonej. Te poszukiwania stają się głównym punktem jego życia. W swojej pierwszej powieści Schmitt i główny bohater jego powieści odkrywają prawdę o tym czy warto żyć tylko dla siebie, myśląc tylko o siebie  - czy to może dać nam szczęście? A może żeby osiągnąć szczęście potrzebujemy do tego innych ludzi poprzez budowanie z nimi trwałych i silnych więzi? 

Filozofia, którą przedstawia w tej powieści Eric - Emmanuel Schmitt to oczywiście filozofia egoistyczna zakładająca stawianie samego siebie w centrum świata. "Egoista" - okropne, odrzucające słowo, prawda? Czy ktoś z nas lubi egoistów? Ludzi zapatrzonych jedynie w swój interes, uznających siebie za pępek świata? Oczywiście, że nie. Jednak czy i przez nas czasami nie przemawia egoizm? To ludzkie... A w dzisiejszym świecie, kiedy druga osoba chce wyciągnąć od nas jak najwięcej staje się coraz bardziej popularne. To taka dygresja - wróćmy stricte do najwcześniejszej książki autora "Oskar i Pani Róża". Egoiści z jego powieści dosyć, że uważają się za najważniejszych to w dodatku uważają się za stworzycieli świata w którym przyszło im żyć. Sądzą, że wszystko dzieje się za ich sprawą.... uważają się za Bogów. To oczywiście podejście dosyć wyolbrzymione podczas którego bez wątpienia niejedna osoba pomyśli o takim egoiście "wariat". Jednak czy to nie jest trochę tak, że Ci najwięksi egoiści zachowują się właśnie tak... że oczekuję innego traktowania? Że uważają się za kogoś lepszego? 

"A zatem Gaspard zaznał samotności, która jest udziałem ludzi, i nie tylko tej samodzielnej, wystarczającej, przynależnej świadomości, za którą wcześniej się uważał, lecz samotności pośród istot i rzeczy, samotności w otoczeniu innych, beznadziejnej, nieuniknionej, ludzkiej samotności." 

Eric - Emmanuel Schmitt, "Sekta egoistów"

Eric - Emmanuel Schmitt jak zwykle posługuje się lekkim, niewymuszonym językiem, do tego bardzo przystępnym. Mam wrażenie, że do tego stopnia, że można by powiedzieć o tej powieści, że autor jest minimalistyczny względem niej. Mała objętość, znikoma liczba postaci przez nią się przewijających, jednowątkowość. To podczas czytania mi nie przeszkadzało, a jednak mam wrażenie, że zostawiło we mnie pewne poczucie niedosytu. Jedno jest pewne... zakończeniem autor mnie poraził i po raz kolejny (pierwszy raz przy jednym z opowiadań) udowodnił, że nigdy nie można być pewnym czy nagle nie obróci wszystkiego do góry nogami. Pisze ciekawie, intrygująco i inaczej. Przez to wszystko "Sekta egoistów" jest powieścią na godzinkę - dwie. Żałuję, że nie mogłam jej przeczytać "na jedno posiedzenie". Myślę jednak, że w przyszłości to nadrobię...

"Sekta egoistów" to utwór poruszający problem egoizmu i pokazujący, że każdy potrzebuje mieć przy sobie kogoś bliskiego, aby nie odczuwać samotności. Miłość własna nie wystarczy. Człowiek potrzebuje być częścią społeczeństwa. Nawet wtedy kiedy wydaje mu się, że doskonale poradzi sobie sam. To zaleta Schmitta - pisze o rzeczach trudnych w sposób swobodny i ciekawy.  To nie zmienia jednak faktu, że jego dzieła wywierają wpływ na czytelnika. Nie tworzy arcydzieł literackich, ale tworzy książki, które dobrze się czyta, a przy tym naprawdę wartościowe. Opowiada, wprowadza zwroty akcji, ciekawi... Historia Gerarda jest krótka, a przy tym dosyć tajemnicza. Autor pokazuje nam tylko ile zamierza i ile uznaje za stosowne i potrzebne. 

Pierwsza powieść Schmitta jest w moim odczuciu powieścią jak najbardziej udaną. Jest inna niż "Oskar i Pani Róża", owiana nutą tajemniczości, ale czytanie jej było ogromną przyjemnością. To po prostu rewelacyjna powieść! Nie rzuciła mnie na kolana, ale uświadomiła jakby wyglądałby świat pełen egoistów. Czy warto po nią sięgnąć? Zdecydowanie tak! Dobry język, ciekawa fabuła i fakt, że mogłabym Wam jeszcze przedstawić wiele cytatów z tej powieści powoduje, że nie mogę się doczekać aż sięgnę po inne utwory tego pisarza... "Sekta egoistów" to świetna powieść po którą naprawdę warto sięgnąć. Ukryta w niej mądrość nie obciąża, ale trafia do czytelnika.  Pan Eric - Emmanuel po raz kolejny zdobył moje serce prostotą z jaką pisze, pomysłem i wartościowością swojego dzieła... polecam!

Za możliwość poznania tajników egoizmu serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak!

listopada 13, 2015

(407) Przemijanie, śmierć, zawiłe koleje losu i realizm magiczny... czyli "Prawiek i inne czasy"

(407) Przemijanie, śmierć, zawiłe koleje losu i realizm magiczny... czyli "Prawiek i inne czasy"
Tytuł: Prawiek i inne czasy
Autor: Olga Tokarczuk
Wydawnictwo Literackie
Stron 300

"Młodość w swoim natężeniu, w swojej mocy, męczy się sobą. Którejś nocy czy któregoś poranka człowiek przechodzi granice, osiąga swój szczyt i robi pierwszy krok w dół ku śmierci." 

Olga Tokarczuk, "Prawiek i inne czasy"

Jak recenzować powieść, która była uznawana przez największych krytyków? Powieść współczesną, współczesnej pisarki, nagrodzoną nagrodą Nike. Myślę, że nie ma osoby obracającej się w kulturze, której nie obiłoby się o uszy nazwisko "Tokarczuk". To wręcz niemożliwe. Współczesna, ceniona i od lat nagradzana autorka budzi swoimi utworami bardzo skrajne uczucia... jedni jej prozę kochają, drudzy nienawidzą. Po przeczytaniu jej powieści z 1996 rozumiem dlaczego. Olga Tokarczuk - zdobywczyni tegorocznej nagrody Nike za swój najnowszy utwór "Księgi Jakubowe" nie boi się wykraczać poza wszelkie konwenanse, schematy, przeciera nowe szlaki... czasami bardzo wyboiste. Ryzykuje, ale jak się okazuje to ryzyko jej (i jej powieściom) wychodzi na dobre.  Mam mieszane uczucia wobec tej powieści... nie wiem czy książka Tokarczuk mnie zachwyciła czy odrzuciła. Wiem jednak, że to powieść, która zapada w pamięć i porusza... 

Nie napiszę Wam - książka Tokarczuk to powieść, którą czyta się lekko. W moim odczuciu bowiem byłaby to zwykła bujda. "Prawiek i inne czasy" nie jest jednak także powieścią napisaną trudnym, nieprzystępnym językiem - wręcz przeciwnie: autorka posługuje się barwnym słownictwem, a przy tym nie wymuszonym. Co więc powoduje, że powieść Tokarczuk nie jest lekką lekturą? Tematyka. Prawiek to jak pisze autorka wieś pośrodku wszechświata, już w tym momencie autorka intryguje i pokazuje, że to nie będzie dzieło jak inne... Będzie nietuzinkowe, sporne i zaskakujące. I tak właśnie było... w końcu kto inny odważyłby się na umieszczenie w jednej książce gwałtów i zoofilii? Magiczny realizm? Coś na pozór baśni? Tokarczuk. Tokarczuk na to wszystko się zdobyła. 

W powieści pani Olgi to wieś jest osią wydarzeń. To ona jest tym najważniejszym punktem. Magiczna, odizolowana od miasta... jakby znajdująca się w innym wymiarze. W czasie czytania miałam wrażenie, że bohaterowie znajdują się w jakiejś szklanej kuli umieszczonej gdzieś w zupełnie innym świecie, wymiarze? Tu właśnie pojawia się ten słynny realizm magiczny. Rzeczy niewytłumaczalne, niekiedy zaskakujące, a przy tym ścisłe współistnienie z otaczającym światem. W tym właśnie objawia się przede wszystkim niezwykłość tej książki - klimat owiany tajemnicą, swego rodzaju mistycyzmem. Coś wyjątkowo, a przy okazji coś zapadającego na długo w pamięć.

Chciałabym przybliżyć trochę fabułę tej książki, a jednak wydaje się to być dla mnie niemożliwym. "Prawiek i inne czasy" to książka składająca się z "Czasu Prawieka", ale także pokoleń rodzin zamieszkujących tą wieś. Stąd też mamy "Czas Misi", "Czas proboszcza" i wiele innych czasów w których jednak w pewnym momencie czytelnik zaczyna się bez problemu orientować. Znajdziemy w niej nawet "Czas Boga". Poznajemy różne historie i zauważamy zmiany zachodzące w ludziach na przestrzeni lat. Od małej Misi do zmęczonej życiem kobiety. Historia przedstawiona przez Olgę Tokarczuk toczy się bowiem przez kilkadziesiąt lat, a to wszystko na tle wydarzeń ważnych dla świata i Polski... I wojna światowa, II wojna światowa.  Autorka nie wychodzi z fabułą poza Prawiek, a jednak wpuszcza bohaterów do tej kuli wsi. Stąd też w jej utworze znajduje się żywy i mocny obraz wydarzeń wojennych. Brutalności i zbrodni... niejednego dramatu ludzkiego.

Tokarczuk pisze odważnie. Nie boi się cielesności... co jest pewnym minusem tej powieści. Ukazuje ją moim zdaniem w sposób nie zawsze adekwatny do sytuacji, ale... jeśli przeczytacie tą powieść - sami się o tym przekonacie i ocenicie. W moim odczuciu to pewien minus. Mimo to trzeba przyznać, że przez większość stron autorka posługuje się niesamowicie kunsztownym (nieudziwnionym) i zgrabnym językiem. Nie wciska na siłę do swojej powieści przymiotników, krajobrazów przez co ta wydaje się być bardzo prosta. Taka jednak nie jest. Wynika to jednak bez wątpienia z faktu, że perypetie bohaterów nie toczą się łatwymi i utartymi szlakami. "Prawiek i inne czasy" to książka posiadająca niezwykle wyrazisty element. Jednak o tym na końcu, a teraz jeszcze parę słów na temat bohaterów.

Bohaterowie stworzeni przez Tokarczuk to postacie tak wyraziste i nietuzinkowe, że aż momentami nierealne... tak samo jak cała ta książka. Podczas czytania miałam wrażenie, że niektórzy postradali zmysły, że inni są szaleńcami od początku życia, a z jeszcze innymi bardzo ciężko odniósł się los. Nie mniej wszyscy bohaterowie książki Tokarczuk są postaciami, których losem jak się w pewnym momencie przekonałam, przejmowałam się.  Bardzo dobrym zabiegiem, który silnie oddziaływał na mnie podczas czytania był fakt, że pani Olga w swoim dziele ukazuje jasne i ciemne strony życia bohaterów,  nic tu nie jest czarno - białe, a niektóre rzeczy zostają dla czytelnika tajemnicą. Niekiedy historie bohaterów są rozdzierające, a ich niemoc w pogodzeniu się z teraźniejszością straszna... i przejmująca. Bardzo.

"Prawiek i inne czasy" to niezwykle mocna powieść. Zapada w pamięć. Powód tego jest prosty. Autorki pisze o przemijaniu, śmierci, tym jak może poplątać się w krótkiej chwili naszej życie. To nie jest lekka książka, a jednak momentami wydawało mi się, że czyta ją się przyjemnie. Jest w tym odrobinę prawdy, bowiem jest naprawdę ciekawa i intrygująca. Momentami druzgocąca... Tokarczuk pisze bardzo kontrowersyjnie i mam wrażenie, że momentami brakowało jej czegoś takiego jak wyczucie dobrego smaku. Jednak niesamowicie doceniam to jak wykreowała świat w którym osadziła akcję, tą baśniowość wsi i jej zupełne odrealnienie. Nasuwa mi się na myśl stwierdzenie, że prozę Tokarczuk można pokochać albo znienawidzić. Ja jednak plasuję się gdzieś pomiędzy, ponieważ ta pozycja wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie, a jednak momentami mnie bulwersowała... zostańmy więc przy umiarkowanym zachwycie. Mimo to myślę, że chociaż jedną książkę Tokarczuk poznać trzeba, żeby wiedzieć co w trawie piszczy. Osobiście planuję przeczytać jeszcze jakąś jej powieść ze względu na to, że chcę sobie wyrobić pełną opinię na temat twórczości tej uznanej w Europie polskiej pisarski. Mam wrażenie, że jedna powieść to za mało, żeby o czymkolwiek przesądzać... tym bardziej, jeśli uczucia są mieszane (z delikatną przewagą na plus). Zaznaczam jednak, że "Prawiek i inne czasy" nie jest powieścią łatwą, a jedną z tych z których podczas czytania należy się rozkoszować każdym zdaniem i uwaga... myśleć!

Za możliwość poznania książki Olgi Tokarczuk serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackie!

listopada 07, 2015

(406) Tik, tak, tik, tak... czas ucieka, a życie płynie czyli... "Powtórka z miłości"

(406) Tik, tak, tik, tak... czas ucieka, a życie płynie czyli... "Powtórka z miłości"
Tytuł: Powtórka z miłości
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo Sonia Draga
Stron 320

"[...] nic nie dzieje się bez powodu. Co się ma wydarzyć, to i tak się wydarzy. Każde zdarzenie wpływające na nasze życie zawsze ma jakąś przyczynę i jakiś sens, nawet wówczas gdy nie potrafimy się ich w danym momencie doszukać." 

Kerstin Gier, "Powtórka z miłości" 

Natłok obowiązków, zobowiązań, kolejne sprawdziany, stos podręczników mówiący "ucz się!", brak czasu... to wszystko powoduje, że na mojej twarzy zamiast uśmiechu w pewnym momencie pojawia się zmęczenie, oczy błagają o sen, a umysł o lekturę jakiejś książki. Kiedy to zmęczenie już jest baaardzo duże, a zniechęcenie coraz silniejsze - w takich chwilach najlepiej sięgnąć po książkę zabawną i niezobowiązującą przy której będziemy... chichotać. A jeśli nie chichotać to z pewnością się uśmiechać. "Powtórka z miłości" Kerstin Gier to akurat książka przy której niejednokrotnie chichotałam na skutek stresu, który ze mnie podczas jej lektury powoli schodził. [Nawet teraz pisząc tą recenzję uśmiecham się jak głupia, ale... ciiii!]. No i oczywiście na skutek zabawnych i trafnych dialogów w niej się pojawiających. Co najważniejsze książka Gier to powieść zabawna, ale nie głupia, czego odrobinkę się obawiałam. Spędziłam przy niej naprawdę miło czas, a co ciekawe nie jest to książka, która ma nas jedynie rozbawić. Autorka próbowała, a raczej przedstawiła miłość i te wszystkie powikłania z nią związane. Jak wiemy czasami wynikają z tego naprawdę zabawne sytuacje, ale o tym humorze jeszcze napiszę jeszcze troszkę później, bo choć humor sytuacyjny jest niewątpliwym atutem tej książki to jednak nie jest jej jedyną zaletą.

Główną bohaterką "Powtórki z miłości" jest Kati - kobieta po trzydziestce, mężatka od kilku lat. Jej mąż Felix jest lekarzem przez co rzadko bywa w domu, a i tam praca rzuca cień na życie małżonków. Kochają się, ale życie przygasiło żar ich uczucia. Do tego irytująca rodzina Felixa i jego brak asertywności, nieumiejętność stanięcia po stronie Kati powoduje, że ta czuje się porzucona. Na skutek tego w głowie Kati rodzą się coraz większe wątpliwości. Na jednym ze służbowych seminariów poznaje Mathiasa. To wywraca jej życie  do góry nogami. Jednak jeszcze bardziej to jej życie do góry nogami wywraca wypadek. Kati odzyskuje świadomość pięć lat wcześniej. Otrzymuje od jak się później okaże kapryśnego losu jeszcze jedną szansę. Wykorzystując szansę bycia Future Women postanawia dokonywać w swoim życiu samych właściwych wyborów i pokierować swoim życiem (oraz przy okazji życiem innym) w taki sposób, żeby być szczęśliwą i spełnioną. Nie tylko dzisiaj, ale także w przyszłości. 

Jak się pewno domyślacie zmienianie wydarzeń, które już miały miejsce w przeszłości okazuje się dla Kati o wiele trudniejsze niż myślała. W pogoni za miłością los daje jej nie jednego, lecz wiele pstryczków w nos. To wszystko jednak prowadzi do tego, że Kati może sobie od nowa ustawić swoją hierarchię życiową, poznać lepiej siebie i zrozumieć innych. Przy okazji co prawda narazi się paru osobom, a także pokusi się o debet na koncie... No, ale cóż. Nie każdy dostaje od losu szanse, żeby cofnąć się pięć lat wstecz i jeszcze raz dokonywać wyborów z wiedzą, którą już nabyliśmy. Z tym co wiemy, potrafimy i z tym co przeżyliśmy. Jak się okazuje nie zawsze w pełni potrafimy docenić to co dostajemy od tego momentami naprawdę wrednego i odrobinę złośliwego losu. 

Kati to bohaterka, która chce jeszcze trochę w swoim życiu przeżyć, poznać i od pierwszych stron powieści wydaje się być zupełnym przeciwieństwem zawsze zatroskanego i odrobinę nieobecnego Felixa. Z tego powodu dla czytelnika nie jest zaskoczeniem jej zafascynowaniem Mathiasem. Pytanie jednak czy Kati aby nie zamierza pomylić zauroczenia z miłością? Ten wątek jest preludium zaledwie, bowiem autorka stosunkowo szybko przenosi akcję te pięć lat wstecz i tak naprawdę to właśnie tam będą się ważyć losy bohaterki oraz Felixa i Mathiasa.
Kerstin Gier stworzyła postacie niezwykle barwne i dosyć specyficzne, a z pewnością różniące się między sobą. Irytująca i ciągle mlaskająca z dezaprobatą szefowa, znajoma wierząca we wszystkie nadprzyrodzone zjawiska, szwagier wchodzący bez cienia skrępowania do łazienki w której właśnie kąpie się Kati, zadufany w sobie i pewny swego powabu ginekolog. Jak widzicie to mieszanka z lekka wybuchowa, a autorka zarzuca nas tego typu postaciami już od pierwszych stron. I dobrze! To właśnie dzięki nim udaje jej się stworzyć ten humor. Co naprawdę świetne autorka nie zarzuca nas jakimiś głupimi, beznadziejnymi tekstami, a raczej humor tej powieści tworzy się sam... i to od pierwszych stron. I pomyśleć, że wszystko tak naprawdę zaczyna się od śmierdzącego faceta i sms'ów powysyłanych do niewłaściwych osób.

Humor, humor i jeszcze raz humor! Na szczęście w powieści pani Gier ten humor jest rzeczą zupełnie naturalną, a co najważniejsze ten humor tworzą sytuację, które tak na dobrą sprawę dotykają ludzi na co dzień. No dobrze... może nigdy nie zaklinowaliście ręki w skrzynce pocztowej (choć mole książkowe... kto wie), ale myślę, że większości zdarzyło się kiedyś wysłać sms'a do niewłaściwego adresata. To właśnie takie małe i większe rzeczy nadają powieści Kirsten powabu i smaczku. Jak tak się zastanowię to nie jest to np. książka naszpikowana pocałunkami na każdej stronie... może trzy by się znalazły. 

Cały czas mam napisać o jednej sprawie, a jednak to ciągle mi jakoś w końcu umyka. Za dużo gadam (piszę). Nie chcę się bawić w tłumaczenie tytułu z niemieckiego, ale jak pewnie się domyślacie w Niemczech nie spotkacie tej powieści pt."Powtórka z miłości", a raczej pod tytułem zbliżonym w wolnym tłumaczeniu do tego, że z drugiej strony trawa jest bardziej zielona. Samo się więc nasuwa na myśl, że w tej powieści zostało ukazane, że nie wszystko zawsze widzimy z odpowiedniej strony. Czasem trzeba na pewne rzeczy spojrzeć pod innym kątem, aby je dojrzeć i docenić. To właśnie jedno z zadań Kati w tej jej przeszłej teraźniejszości. O! W tym miejscu muszę dodać, że podczas czytania nie wiadomo na jakich zasadach Kati się w tej przeszłości znajduje  - można się tego jedynie domyślać, a jednak zawsze pozostaje ta nuta wątpliwości czy aby nie zostanie za chwilę porwana do punktu wyjścia.

Reasumując "Powtórka z miłości" to książka przy której czytaniu świetnie się bawiłam i dużo uśmiechałam. Powieść momentami romantyczna, wzruszająca, a przez cały czas wciągająca. Kerstin Gier posługuje się lekkim stylem idealnym do tego typu powieści, a przy tym przyznaję, że parę razy zaskoczyła mnie swoją przenikliwością i umiejętnością ukazania w tym wszystkim praw rządzących miłością i światem. Choć Kati nie byłaby idealną dyplomatką. Mało brakowało, a zapomniałabym o najważniejszym, o czymś co od razu rzuciło mi się w oczy, a było niesamowicie zaskakujące i odebrałam to baaardzo pozytywnie tym bardziej, że spotkałam się z czymś takim po raz pierwszy. Myślę, że spotkaliście się z książkami, których rozdziały się poprzedzone jakimiś mądrymi cytatami. Ja również. Jednak dopiero przy powieści Kerstin Gier spotkałam się z cytatami towarzyszącymi czytelnikowi na bardzo wielu stronach także tych niebędących pierwszymi stronami rozdziału. I tak na przykład. Kati ma ochotę wyzwać jednego z bohaterów tej powieści i w końcu to robi... W tym oto momencie nasze spojrzenie pada na cytat na marginesie "Lepiej kogoś zwyzywać, niż zastrzelić." Winston Churchill. Przyznacie, że pomysłowe?

Polecam "Powtórkę z miłości" z uśmiechem od ucha do ucha, jeśli tylko macie ochotę się pośmiać, rozluźnić i przeczytać dobrą książkę. Tak. "Powtórka z miłości' to nie tylko powieść przy której można się pośmiać, ale także rewelacyjny utwór, który naprawdę dobrze się czyta, bo trzeba przyznać, że i fabuła jest niczego sobie. Autorka miała pomysł i potrafiła go wcielić w życie. No bo o kreacji bohaterów już wspominałam... Nie pozostaje mi już nic innego jak tylko zakończyć tą recenzje cytatem (przy tej książce nie mogę się oprzeć tej pokusie!):

"Trzeba się śmiać. Inaczej człowiek by zwariował."

Terry Pratchett

PS. Autorka nawet w podziękowaniach chwyta nas za serce poczuciem humoru i lekkością pisania. 

Za to, że się śmiałam i nie zwariowałam przy lekturze tej powieści serdecznie dziękuję sklepowi internetowemu : empik.com !

listopada 06, 2015

(405) Przejmująca, niebanalna opowieść o miłości i stracie... czyli "Kiedy odszedłeś"

(405) Przejmująca, niebanalna opowieść o miłości i stracie... czyli "Kiedy odszedłeś"
Tytuł: Kiedy odszedłeś
Autor: Maggie O'Farrel
Wydawnictwo Sonia Draga
Stron 408

"Czy ten głos, który słyszę, to mój głos? Jest tak, jakbym mieszkała we wnętrzu radia, jakbym unosiła się na falach radiowych , z których każda przemawia własnym głosem - jedne rozpoznaję, innych nie."

Maggie O'Farrel, "Kiedy odszedłeś"

Sięgając po powieść Maggie O'Farrell wiedziałam, że nie będzie to lektura łatwa i przyjemna. I takiej nie oczekiwałam. Chciałam doświadczyć swego rodzaju katharsis i doświadczyć naprawdę wartościowego, choć niełatwego przeżycia literackiego. Jeśli przyjrzycie się okładce zauważycie na niej deszcz. Już na pierwszy rzut oka nie zanosi się na rozluźniającą, zabawną lekturę... no i ten tytuł. Nie obawiajcie się jednak... "Kiedy odszedłeś" to świetna książka przy której momentami miałam ochotę płakać, a kiedy indziej się śmiać. To powieść napisana niezwykle dobrym językiem poruszającym zmysły, przejmująca. Maggie O'Farel wciąga nas w świat zwykłych ludzkich problemów, tragedii i dorastania. 

Alice Raikes jest zrozpaczoną kobietą dla której życie straciło sens. Pewnego dnia pod wpływem impulsu wsiada do pociągu na stacji King's Cross, by odwiedzić swoją rodzinę. Tam jednak staje się świadkiem pewnego wydarzenia... tak dla niej wstrząsającego, że ucieka przed siostrami i wsiada w pociąg powrotny. Jej wizyta u rodziny trwała zaledwie kilkanaście minut, choć podróż do niej sześć godzin. Kilka godzin po tym wydarzeniu Alice wpada pod samochód...  w wyniku tego wydarzenia zapada w śpiączkę. Jak się okazuje policja nie wyklucza, że była to próba samobójcza.  Rodzina Alice czuwa przy łóżku dziewczyny. Podczas trudnego oczekiwania pojawia się irytacja, a co za tym idzie coraz większa szczerość pomieszana z coraz większymi... kłamstwami. Nadchodzi czas na rozliczenie z przeszłością. W tym samym czasie nasza główna bohaterka przeżywa różne stany świadomości "podczas których wraca do przeszłości i ostatnio zakończonego romansu" (cytat z okładki). 

Zacytowałam Wam fragment opisu z okładki na najlepszy przykład tego, że takimi opisami sugerować się nie należy.  Z czym kojarzy Wam się zakończenie romansu? Mi osobiście z zerwaniem, rozstaniem, porzuceniem, ale nie ze śmiercią jednego z partnerów tworzących ten związek! Myślę, że znajdzie się parę osób, które po przeczytaniu tej wzmianki o wspominaniu "ostatnio zakończonego romansu" odłoży tą książkę, ponieważ uzna ją niepotrzebnie za banalną i jedną z wielu. Jest to w moim odczuciu jedyny minus tej książki, a tak naprawdę minus jej wydania. O to mam pretensje do wydawnictwa, ponieważ odbiera tej książce czytelników... zresztą myślę, że ze stratą dla siebie. Więc jak sami widzicie do samej książki i jej treści zastrzeżeń nie mam żadnych.

Od pierwszych stron tej powieści czułam, że stałam się czytelniczką naprawdę ciekawiej i niebanalnej książki, a do tego bardzo wciągającej, choć nie zawsze łatwej. Wydaje mi się, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że "Kiedy odszedłeś" to pozycja z wyższej półki, która pochłonęła mnie całkowicie. To jedna z tych tworów ludzkiej wyobraźni o których, kiedy jesteśmy zmuszani przerwać ich lekturę jednak jeszcze myślimy. Nim jednak przejdę do dalszych zachwytów nad ta pozycją chciałabym Wam jeszcze odrobinkę przybliżyć jej fabułę.

Alice to osoba, która przeżyła w swoim życiu już okres młodzieńczego buntu, wielką miłość, problemy rodzinne, oddana swojej pracy, posiadająca grupkę znajomych. To jednak dzień, kiedy poznała John'a był dla niej tym dniem najważniejszym. Choć nigdy nie czuła się niekompletna, to jednak od tego dnia czuła się kompletna jak nigdy wcześniej,.. zrozumiała na czym polega miłość, przywiązanie, prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Ich związek miał wzloty i upadki... Można by wręcz rzec, że od samego początku los nie był dla nich łaskawy. Mimo to przetrwali. Nie mniej historię ich związku odebrałam bardzo silnie... autorka nie boi się ukazywania emocji swoich bohaterów. Wszelkich. Gniewu, miłości, pożądania. Jest odważna - nie koloryzuje, nie tłumi, pisze z pasją. 

Bardzo cenie sobie książki, których właściwa akcja ma ścisły związek z tym co działo się w życiu bohaterów w przeszłości. W końcu - nie oszukujmy się, w życiu jest tak samo. Widzę więc wyraźny sens w ukazaniu przez autorkę dzieciństwa Alice jak i cofnięcia się jeszcze dalej... tj. do poznania się rodziców Alice i ich różnych perypetii. Jak w odpowiednim czasie się dowiedziałam to wszystko miało ogromny wpływ na życie Alice, a także na moment kulminacyjny tej powieść. Te wspomnienia także są odważne - tak wyraźnie obrazująca fakt, że i my nie wszystkimi wspomnieniami z dzieciństwa chcielibyśmy się chwalić. Ukazuje ciemne i jasne strony życia... jak i miłości.

Nie mogę się powstrzymać, żeby nie wyrazić swojej dokładnej opinii na temat bohaterów tej książki. Oprócz głównej bohaterki wyraźnie wybija się także moim zdaniem przede wszystkim dwójka bohaterów. I choć teraz Was może zaskoczę jedną z tych postaci nie będzie wcale John, ukochany Alice, a jego ojciec i jej matka. Matka Alice jak i ojciec Johna zostali ukształtowani przez to co ich w życiu spotkało (a nie były to łatwe doświadczenia). Tym samym to wywarło także bardzo dużo wpływ na ich dzieci... choć one sobie nie zawsze zdawały z tego sprawę. Pani Maggie stworzyła ojca Johna jako postać, którą poznajemy osobiście bardzo późno, a jednak postać, która ma stały wpływ na wydarzenia w książce. Autorka "Kiedy odszedłeś" zapoznaje nas z rożnymi bohaterami... nie ukazuje idealnych postaci jak i idealnych relacji w rodzinie. Co więcej muszę wspomnieć, że te relacje przez pewne wydarzenie z przeszłości są bardzo napięte, a cynizm niektórych postaci czasami naprawdę zaskakujący, a przy tym momentami irytujący. Ale jakże prawdziwy!

Sama główna bohaterka to osoba działająca pod wpływem emocji. Za co niektórzy mogliby ją potępiać... jest to jednak niemożliwe, ponieważ Maggie O'Farrell przedstawia emocje w tak dobry i zgrabny sposób, że udzielają się one przy czytaniu, a tym samym doświadczenia bohaterów stają się dobrym argumentem za tym, żeby ich lepiej zrozumieć. Sama fabuła.. nieudziwniona przez co trafiająca w czytelnika i zapadająca w pamięć. Na okładce tej powieści możemy przeczytać, że jest to "niezapomniana historia". Myślę, że mogę się z tym zgodzić. Zawsze uważałam, że pisanie o zwykłym życiu jest najtrudniejsze... Pani Maggie się to udaje. Niezwykle naturalnie i mogłoby się wydawać bez problemowo. Bez kombinacji, bez udziwniania, a z dobrym piórem. W ten sposób powstała powieść naprawdę godna uwagi. 

"Kiedy odszedłeś" to powieść wzruszająca, zapadająca w pamięć, wciągająca i nie zawsze łatwa. Autorka nie pisze o banalnych sprawach, a styka się z problemem śmierci, niewyjaśnionych tajemnic, małżeństwem bez miłości, brakiem szczęściem, a także tym szczęściem największym. Autorka na stronnicach tej powieści zawarła niesamowicie wiele ludzkich problemów i spraw, które mogą niwelować z ludzkiej twarzy uśmiech. Mimo to w tej książce znalazło się także miejsce na ten uśmiech. niewymuszone szczęście, satysfakcję z życia oraz oczywiście prawdziwą miłość. Nie jest to książka banalna, a właśnie idealna na długi jesienny wieczór, aby się na chwilę zatrzymać i zastanowić się co jest tak naprawdę dla nas ważne. A może warto zrobić coś dla szczęścia? Naprawdę warto ją przeczytać!

PS. Mam nadzieję, że autorka pokusi się o kontynuację historii Alice, ponieważ kończy się ona niesamowicie ciekawie... niestety szanse na to znikome. Pozostaje się tylko cieszyć, że w Polsce została wydana także inna książka autorki tj. "Zalecenia na wypadek upałów".

Za możliwość poznania historii Alice serdecznie dziękuję sklepowi internetowemu : empik.com !

listopada 01, 2015

(404) 10 książek, które trzeba przeczytać, choć nie są klasykami

(404) 10 książek, które trzeba przeczytać, choć nie są klasykami
Dzisiaj przychodzę do Was z dosyć nietypowym postem: 10 książek, które trzeba przeczytać, choć nie są klasykami... oczywiście moim zdaniem ;) Nie będzie w tym zestawieniu także lektur szkolnych typu "Kamienie na szaniec" czy "Oskar i Pani Róża, "Harry Potter..." itd. Chodzi mi o zaprezentowanie Wam dziesięciu niesamowitych współczesnych książek, które naprawdę warto znać, a które nie są tak popularne jak książki Sparksa, Zusaka, Kinga czy noblistów. Dlatego tych tutaj nie ujrzycie. Zapraszam mimo to!

PS. Kolejność prezentowanych pozycji jest przypadkowa... stan na dzień 01.11.2015 roku. Z czasem ta lista może bowiem ulec zmianie. 

PS2. Wybór był naprawdę trudny... 

Czyli naprawdę przepiękna opowieść o tym jak ważne jest dawanie z siebie, a nie tylko branie. Opowieść o szukaniu i znajdowaniu. Krótka, ale niezwykle zapadająca w pamięć i poruszająca. Znajdziecie w niej bezinteresowną pomoc, przyjaźń i miłość. Zobaczycie jak wiele na świecie jest dobra, a nie tylko zła... 
Książka, która zapoczątkowała przepiękną akcję charytatywną, która i dzisiaj ma swoją kontynuację. Fragment mojej recenzji: "Jest tak niesamowicie pouczająca i piękna, że nie wyobrażam sobie, żeby mogła przejść bez większego echa. Pamiętajcie, że Wasz jeden gest może odmienić życie innej osoby, a Wy nawet nie będziecie sobie z tego zdawać sprawy. Wiecie... "Szczęście do wzięcia" łapie mnie za serce jeszcze jednym. Pokazuje dobro, miłość i to jacy dobrzy ludzie żyją na świecie, a nie zarzuca nas wszystkimi problemami tego świata. Jest taką nadzieją... "

Wciągająca i porażająca. Taka w moim odczuciu jest książka Moniki Held. Zapadając w pamięć... To po niej miałam niezwykłego książkowego kaca. Powieść, która mnie zmiażdżyła. Wydarzenia mające w miejsce w Auschwitz jako wydarzenia będące genezą akcji tej powieści. Niesamowita... i trudna, napisana nietypowo. Wstrząsający majstersztyk... To bez wątpienia nie jest łatwa lektura, ale także bez wątpienia lektura warta przeczytania. Mająca w dodatku niesamowicie silny wydźwięk... i moc. Fragment mojej recenzji: "Tam, gdzie nie czuć już lęku" to genialnie napisana, zapadająca w pamięć książka. Tak. O tej książce nie da się zapomnieć. A przynajmniej ja nie potrafię... Może przez to, że tyle nie czytam konkretne książki nie władają moimi snami. Ta zawładnęła. Opisane z niezwykłą szczerością wydarzenia z Auschwitz, ukazanie trudnej miłości, zagubienia i koszmarów, które panują nad ludźmi."


Napis na okładce tej książki grozi (a raczej zapowiada), że jest to historia współczesnych Romeo i Julii. Brzmi to moim zdaniem dość banalnie, a szkoda, bowiem książka bez wątpienia taką nie jest. Kolejna króciutka historia w moim zestawieniu. Konflikt palestyńsko - izraelski. Dwójka młodych ludzi - siedemnastoletnia Żydówka i młody muzułmanin. Nie znają się, ale piszą do siebie listy maile, rozmawiają na gg. Marzą o świecie bez podziałów, stereotypów i ograniczeń. Z czasem ta znajomość przeradza się w uczucie, a nawet nie wiedzą czy kiedykolwiek się spotkają... Oboje marzą o tym, żeby nastał pokój i to ich łączy. Powieść naprawdę wyjątkowa, wzruszająca... i mądra. Wojna widziana oczami młodych, współczesnych ludzie. Jak najbardziej godna polecenia! (Mimo okropnej okładki... ) 

Czyli jedyna polska książka znajdująca się w tym zestawieniu. Opowieść o dojrzałej, nieszczęśliwej kobiecie, która ma wszystko oprócz... szczęścia i miłości. Żyje w małżeństwie bez miłości dla dobra swoich dorosłych dzieci do czasu, kiedy okazuje się, że ma nowotwór. Pani Katarzyna pokazuje, że to jak potoczy się nasze życie zależy w większości... od NAS. Fragment mojej recenzji: "Wieczną wiosnę" polecam wszystkim, którzy poszukują ambitnych i wartościowych lektur. Takich z którymi naprawdę warto się zapoznać. To poruszające, napisane pięknym, barwnym językiem dzieło. Wiem, że jest to książka do której wrócę jeszcze niejeden raz... Polecam!!! W końcu nie może być inaczej - "Wieczna wiosna" to powieść, która zabiera swojego czytelnika w niezwykłą podróż literacką, wzbudza łzy, radość i uśmiech. Jest kwintesencją tego co w literaturze najlepsze..."

Jak już napisałam w recenzji: Niejednoznaczna, niepokojąca, zaskakująca, nieprzewidywalna, mroczna, tajemnicza, wciągająca, ciekawa, zagadkowa, niepoczytalna, nietuzinkowa, inna, olśniewająca, świetna, dopracowana w każdym najdrobniejszym szczególe, genialnie napisana, a co za tym wszystkim idzie wybitna.  To Wam chyba wystarczy ;) Powieść Hardinga to pozycja zasługująca na uwagę i każdą poświęconą jej minutkę. Z recenzji: Powieść Johna Hardinga czyta się z przyjemnością, ciekawością i lekkimi obawami. Wierzcie mi. Nie chcielibyście poznać Florence. Autor stawia przed nami mnóstwo pytań, zostawia niedomówienia, a jednak nie robi tego w sposób irytujący. Powieść się kończy, a wątpliwości zostają. Wątpliwości, które towarzyszą nam jeszcze długo po przeczytaniu tej powieści. I może właśnie w tym leży jej świetność? 

Książka niejednokrotnie usuwana z listy książek dopuszczonych do rozpowszechniania. Wstrząsająca, prawdziwa historia licealistki, która wybrała złą drogę.  Narkotyki, seks, niewłaściwe towarzystwo... A to wszystko spisane w formie jej dziennika. Nie wiemy jak naprawdę się nazywała, wiemy, że dziennik ten został wydany kilka lat po jej przedwczesnej śmierci.  Smutna, ale naprawdę warta przeczytania... Uświadamiająca, że Alice może być każdy z nas. Z recenzji:"to szokująca książka dla osób o mocnych nerwach, którzy nie boją się prawdziwej rzeczywistości i szokujących książek. Można by pomyśleć, że ta książka jest młodziutka, ale ... tak naprawdę została wydana po raz pierwszy ok. 60 lat temu." Jej przesłanie jest jasne:  narkotyki wcale tak naprawdę nie uszczęśliwiają tylko niszczą... 

Powieść o dorastaniu, trudnym życiu w rodzinie... bardzo pouczająca, wciągająca i szczera, bowiem oparta na wspomnieniach autorki. Akcja toczy się w latach 60-70, we Francji. Jeśli zdecydujecie się ją przeczytać to możecie być pewni, że niejednokrotnie Was zaskoczy. Wzruszająca swą prostotą, a zarazem zapadająca w pamięć. Jedna z tych książek, które wspomina się z nostalgią. 
Na jej podstawie powstał film, którego jeszcze nie oglądałam, ale to zmienię. Widzicie... powieść Jones to jedna z tych naprawdę mało znanych, a szkoda, bowiem naprawdę zasługuję na uwagę.



Trzy niesamowicie ciepłe książki tego samego autora. Dwie pierwsze pochodzące z cyklu: Wspomnienia z dzieciństwa. Opowiadające o dojrzewaniu, odkrywaniu, pierwszych miłości. "Żona piekarza" to z kolei historia... piekarza i jego żony jak łatwo się domyślić. Świetny humor, ciekawa fabuła, klimat bardzo ciepły i powodujący, że i na sercu robi się cieplej. Rewelacyjne! Tak o nich pisałam: 
"Chwała... ": Fabuła jest ciekawa, zdarzają się ciekawe zwroty akcji. Wszystko pędzi w zawrotnym tempie i nie mogłam się od niej oderwać. Marcel Pagnol stworzył dzieło wybitne po prostu piękne, jedyne w swoim rodzaju. Czuć już z daleka bijące od niego ciepło. Polecam ją na długie zimowe wieczory, jeśli poszukujecie ciepła i lata. W dodatku słonecznego. Naprawdę gorąco ją polecam, nawiasem mówiąc nie wiedziałam, że aż tak mi się spodoba :)"
"Czas tajemnic" : "Ta seria jet niesamowita, bije od niej ciepło z jaką autor ją pisał. Rzadko można spotkać książki z jednej strony tak ciepłe a z drugiej tak proste, książki w których każdy odnajdzie cząstkę siebie. Ja odnalazłam swoją cząstkę."'
"Żona piekarza": "Fabuła jest bardzo ciekawa i zabawna. Cała książka pokazuje, że nie warto się kłócić. A w problemach ludzie zawsze powinni się jednoczyć. Bo w końcu co dwie głowy to nie jedna : D Książka ma więc bardzo ważny morał. Marcel Pagnol po raz kolejny udowodnił, że ma świetny warsztat pisarski. "

Książka skierowana głównie do młodzieży, a zarazem powieść, która mnie krótko mówiąc oczarowała i niejednokrotnie wzruszyła. Pokazująca, że dobre rzeczy przytrafiają nam się nawet wtedy, gdy przytrafiają nam się rzeczy złe. Tak o niej pisałam dwa lata temu: ""Gdzie Indziej" to książka o szczęściu, miłości, przyjaźni, początkach i końcach. Gabriella Zevin ukazała w niej ponadczasowe wartości, które towarzyszą nam każdego dnia. Autorka miała dużo pomysłów przez co tak naprawdę każda strona tej powieści jest wyjątkowa. Wciąga niesamowicie!". Nie podejrzewałam wcześniej, że tak dobra książka może zaczynać się od śmierci... 


10. Życie na drzwiach lodówki Alice Kuipers
Przeczytanie tej książki zajęło mi 25-45 minut. Każda strona to jedna kartka na lodówce, którą zostawiają sobie matka z córką. Przez pośpiech nie mają czasu ze sobą porozmawiać... nagle okazuje się, że matka ma nowotwór, a one nadal biegną. Czasami się zatrzymując, aby wspólnie zmierzyć się z problemem. "Życie..." to książka podczas czytania, której się popłakałam. Zresztą pewno jak niejedna osoba podczas jej czytania. Mimo tego to książka mało znana, a godna polecenia z całego serca. Powieść o znajdowaniu czasu dla osób, które kochamy... Z recenzji: "Piękna, cudowna książka, która opowiada o życiu.  Jest to lektura nad którą warto usiąść i zastanowić się jaki ma przekaz." 

- koniec - 

Podczas układania tego zestawienia naszła mnie myśl, że niektóre z tych książek to powieści, które wygrzebałam lata temu w koszu w supermarkecie. "Wiadomość w butelce" za 2 zł, "Córka,.." za 5 zł, "Gdzie indziej" za 5 zł, "Życie na drzwiach lodówki" za 3,5 zł. Widocznie ktoś wcześniej ich nie potrafił docenić....

A Wy? Czytaliście którąś z tych książek? Jeśli tak: Jakie były Wasze wrażenia? A może którąś z nich macie na półce lub zamierzacie przeczytać? Gorąco Was do tego zachęcam!