stycznia 31, 2016

(438) Czas pokaże

(438) Czas pokaże
Tytuł: Czas pokaże
Autor: Anna Ficner - Ogonowska
Wydawnictwo Znak
Stron 715

"W życiu potrzebne są zarówno odwaga, jak i siła. Odwaga, by mówić, a siła by milczeć" 

Anna Ficner - Ogonowska, "Czas pokaże"

Mam mętlik w głowie. Nie potrafię napisać recenzji tej książki. Nie potrafię oddać swoich uczuć. To moje pierwsze spotkanie z prozą Anny Ficner - Ogonowskiej i jestem pewna, że nie ostatnie. "Czas pokaże" to książka w której się bezgranicznie zakochałam, choć główna bohaterka czasami mnie irytowała. To piękna, mądra powieść o życiu... dająca nadzieję i radość. Na początku tej powieści znajdują się opinie czytelniczek na temat tego, że proza tej pani odmieniła ich życie najlepsze. Przyznam się ze wstydem, że na początku troszkę w to powątpiewałam. Uznałam to za chwyt marketingowy. Po kilkudziesięciu stronach, które niestety trochę mi się wlekły.. zrozumiałam o czym mówiły, bo sama to poczułam. Szczęście, wiarę w siebie i pewność, że wszystko będzie dobrze. Wiarę w to, że to ode mnie zależy jak potoczy się moje życie. Książka niesamowita, napakowana mądrościami, napawająca optymizmem... coś pięknego i niezwykle mocnego. Anna Ficner - Ogonowska pomogła mi odkryć w sobie na nowo niepoprawną romantyczkę i optymistkę. Dziękuję!

Dla mnie ta książka to fenomen... z jednej strony niekiedy bardzo mi się dużyła, bohaterka niesamowicie irytowała, a ukazywanie w większości dramatów doprowadzało do szału... z drugiej... po jej przeczytaniu mam ochotę tylko się chichrać i czytać ją po raz kolejny. Jednak muszę przyznać, że jest fenomenalna mimo niejednego minusu. Wywarła na mnie ogromne wrażenie i spowodowała, że targa mną mnóstwo emocji! W większości pozytywnych! To teraz troszkę o fabule.

Julka to dwudziestotrzyletnia studentka, przyjaciółka Neli. Nadal mieszka w domu rodzinnym, gdzie każdy dyktuje jej co ma robić. Szczególnie matka i ciotka. Julka udaje cichą i spokojną, z pokorą przyjmuje wszelką krytykę, ale tak naprawdę... w duszy ma tego wszystkiego dosyć, ma ochotę się wyrwać i chce być w końcu traktowana jak dorosła. Nie ma jednak odwagi, by powiedzieć to głośno. Wraz z Nelą już ponad rok udziela się w szpitalu na dziecięcym oddziale onkologicznym w szpitalu. Tam też poznaje swoją wielką miłość. Problem w tym, że ta miłość jest ordynatorem oddziału starszym od niej o dwadzieścia lat... To nie jej jedyny problem - jego przeszłość wywiera wpływ na ich relację. Julka już wie, że to ten jedyny. Wie, że to z Łukaszem chce spędzić swoje życie. Wie także, że musi być bardzo silna, aby do tego doszło. Czy znajdzie w sobie siłę aby zawalczyć o to co dla niej najważniejsze? Czy znajdzie siłę, aby wyjść z bezpiecznego kokonu i zacząć żyć na własną rękę? Julka będzie potrzebowała dużo odwagi i wiary, że miłość może pokonać wszelkie burze. 

Fabuła książki pani Ogonowskiej została dobrze rozplanowana i przemyślana, a jednak doskwierał mi fakt, że było bardzo mało sielanki w relacjach Łukasza z Julką. Inaczej: ona była. Tylko, że autorka nam o niej nie opowiadała. Było wspomniane, że się spotykają i nic więcej. Wbrew pozorom jednak sama Julka zaznacza w jej historii, że nie jest najważniejszy aspekt jej miłości, a aspekt zdobywania przez nią dojrzałości. Zdobywania siły do wyrwania się z utartych przez innych szlaków. Walki o siebie i swoje życie. Julka uczy nabierać się dystansu do społeczeństwa i do tego co kto o niej pomyśli, powie. Dojrzewa. 

Łukasz to facet po przejściach. Ordynator dziecięcego oddziału onkologicznego, oddany swojej pracy i dzieciom. Długoletnia praktyka lekarska nauczyła go radzić sobie ze stratami... Jako doświadczony lekarz wie, że czasami trzeba po prostu odpuścić. Wie jednak także, że niekiedy trzeba walczyć. Kiedy na jego drodze staje Julka jest pewny, że to przy niej chce się budzić każdego dnia, o nią walczyć, choć wie, że będzie trudno. Najważniejszą istotą w jego życiu... zawsze będzie szpital. Jest dojrzały i pewny swych uczuć, cierpliwy. Julka jest pod pewnymi względami jego przeciwieństwem - niedoświadczona życiowa, momentami bardzo porywcza, a przez to niekiedy zachowująca się bardzo dziecinnie. To jeszcze młoda osoba, które nie wszystkie informacje potrafi właściwie przyjąć, przetrawić. Przez to momentami odbierałam ją jako postać irytującą. Niezwykłą przyjemność sprawiało mi jednak obserwowanie tego jak dorasta. jak rzeźbi się jej charakter, jak z młodej dziewczyny staje się młodą kobietą z jasno obraną przez siebie drogą. Pani Ogonowska była niezwykle szczera w kwestii ukazania jest charakteru... w tym także jej kokieterii pojawiającej się w pewnej chwili.
Relacja Julki i Łukasza od początku była bardzo trudna i wystawiona na nieprzychylne spojrzenia innych. Ale wiecie... "Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje". Czy ich miłość przetrwa próby na które jest wystawiana? Wszystko leży w ich rękach. Czy znajdą w sobie odwagę? I przede wszystkim siłę aby zawalczyć o siebie piękne uczucie, które ich połączyło? Czas pokaże... 

"Czas pokaże" to książka, która zaczyna się dosyć banalnie. Dwie studentki i ich mało ciekawe życie. Kilkadziesiąt pierwszych stron mnie nie porwało, jednak potem z każdą kolejną stroną już było tylko lepiej, płynniej i ciekawiej. Styl Anny Ficner - Ogonowskiej nie należy może do najlepszych, ale jest naprawdę dobry. Niektórym może nie odpowiadać fakt, że w książce znajduje się bardzo dużo obserwacji dotyczących społeczeństwa, przemyśleń... mi to jednak ogromnie odpowiadało. Do tego stopnia, że musiałam się powstrzymywać, żeby nie zakreślać co drugiego stania w tej powieści. Mnóstwo w niej trafnych i przede wszystkim mądrych refleksji. Pani Ogonowska jest widocznie dobrą obserwatorką życia. 

Wątek miłosny w tej powieści moim zdaniem nie jest najważniejszy. Niezwykle ważnym aspektem jest próba uwolnienia się Julki spod wpływu innych osób, jej zdobywanie odwagi, żeby walczyć o siebie. To powieść o młodej kobiecie, która w obliczu miłości nauczyła się mówić o tym czego pragnie, czego potrzebuje i co chce. To historia, która może przydarzyć się każdej kobiecie. Niekiedy smutna, niekiedy wesoła. Napawająca jednak optymizmem i dobrą energią. Powieść pani Anny ma lepsze i gorsze momenty. Nie uważam jednak, żeby pomimo swojej dużej objętości była to powieść przegadana. Co więcej... cieszę się, że mogłam się związać z Julką (którą w gruncie rzeczy polubiłam) i jej historią na tak wiele stron. Ubolewam jednak nad faktem, że jej historia nie będzie kontynuowana. 

Reasumując: Najnowsza powieść Anny Ficner - Ogonowskiej jest powieścią rewelacyjną, świetną i jak dla mnie mimo wszystkich wad o których wspomniałam powieścią wybitną. Płynie z niej niezwykły optymizm. Cała historia została opisana niezwykle ciekawie i przyznam Wam się, że nie zawsze czuję się tak zżyta z bohaterami. W tym wypadku oni i ich historia jednak cały czas krążą po mojej głowie. Historia bardzo piękna, choć też niezwykle trudna. "Czas pokaże" to książka, która wzmacnia swą dobrą energią i napawa optymizmem. Książka w której się po prostu kompletnie zakochałam... Więc tak: Wy teraz biegniecie do księgarni/biblioteki po "Czas pokaże", a ja zabieram się za ponowne czytanie tej powieści. Wiem, że teraz wyciągnę z niej jeszcze więcej.. i już nie mogę się tego doczekać.

Za możliwość poznania niesamowitej książki pani Ogonowskiej serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak!

stycznia 29, 2016

(437) Noora

(437) Noora
Tytuł: Noora
Autor: J.K. Johansson
Wydawnictwo Literackie
Stron 275

"Nad plażą w Palokaski wisiała mglista mżawka, zupełnie jakby ktoś rozpylił deszcz w aerozolu. Nie dało się rozróżnić kropel ani tego, czy padało z góry na dół, czy z dołu do góry."

J.K. Johansson, "Noora"

Tymi słowami rozpoczyna się powieść J. K. Johansoon pt. "Noora", drugiej części cyklu "Miasteczko Palokaski". W pierwszej części tego cyklu akcja toczy się wokół zaginięcia młodej dziewczyny Laury. Kiedy ciało zostaje odnalezione dochodzenie zostaje zamknięte, a śmierć dziewczyny uznana za nieszczęśliwy wypadek. Jej koleżanka Noora składa w tym momencie zeznanie, że widziała jak ktoś spycha dziewczynę ze skały. Policja uznaje jednak, że nastolatka zmyśla. Inaczej uważa urlopowany policjant, Korhonen, który obstaje przy wersji, że Laura została zamordowana. W śledztwie pomaga mu szkolna pedagog Miia. Gdy pewnego dnia natyka się na zdjęcie Noory, która ma na szyi taki sam naszyjnik jak Laura przed zabójstwem zaczyna podejrzewać, że dziewczyna nie kłamała i rzeczywiście jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. 

Mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tej książki. Na okładce możemy przeczytać, że to "mroczna" trylogia, która co chwilę zaskakuje czymś innym, stwarza ciągłe poczucie zagrożenia, a co za tym idzie strachu. Niestety nie mogę się z tym zgodzić. Poziom strachu podczas czytania tej powieści wynosił u mnie zero. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że autorka serwuje nam bardzo długie wprowadzenie do akcji, przedstawiając życie bohaterów, ich problemy. Ten wątek kryminalny jest bardzo ubogi i w dodatku niesamowicie oddalony od tych złych bohaterów. Ale... tak nie jest przez cały czas. W końcu dochodzimy do momentu gdy natężenie aspektów kryminalnych się zwiększa, dochodzimy już kilka stron później do punktu kulminacyjnego i... zamykamy książkę, bo to już koniec powieści Johansson. Koniec niestety przewidywalny, ale napisany dosyć intrygując przez co mogę napisać, że jestem ciekawa jak się potoczą dalsze losy bohaterów. Bohaterów nietuzinkowych.

Noora to dziewczyna pogubiona w swoim życiu, która udaje przed innymi zupełnie inną osobę. Najbardziej jednak udaje przed swoją rodziną. Próbuje dopasować się do swoich rówieśników, a jednak wciąż jest dla nich niewidoczna. Wpada na pomysł: założyć bloga na którym opisze życie stworzonej przez siebie dziewczyny, jej pełną imprez i zakupów egzystencję. Blog szybko zdobywa (za sprawą jej sprytnych zabiegów) rzeszę fanów, jednak powoli to co dawało Noorze satysfakcję staje się jej utrapieniem. Noora to bohaterka, której powinno się współczuć... mnie ona jednak czasami irytowała.  Pogubiona - niesamowicie.

Drugą istotną bohaterką jest Miia - szkolna pedagog, uzależniona od internetu po którym krąży pod różnymi pseudonimami i życiorysami. Do tego dochodzi ostry seks z człowiekiem o którym prawie nic nie wie. Miia nie pragnie stabilizacji i ku niej nie zmierza co martwi jej rodzinę. Sen z powiek spędza jej także historia Laury, a także Noory. Miia bez wątpienia nie jest przykładem młodej, odpowiedzialnej kobiety. Podczas czytania miałam różne odczucia względem jej postaci... raz pozytywne, raz negatywne. Jest... nieidealna.

Bohaterowie są plusem tej powieści. Borykający się z różnymi problemami i przede wszystkim z samym sobą i skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi. To przez fińskich autorów (którzy skrywają się pod pseudonimem) zostało bardzo dobrze podkreślone i spowodowało, że czytanie tej książki szło mi niezwykle sprawnie. Do tego stopnia, że mimo wszystko jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy.

Wątek kryminalny autorów także jest nieidealny. Nierozwinięty, porzucony i niedopieszczony. To nie jest kryminał. To powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. który w dodatku wbrew pozorom jest gdzieś z tyłu. Nie czułam wielkiego napięcia podczas czytania tej powieści, choć przyznaję, że to kilka razy się pojawiło. Mimo to... "kilka razy" to za mało na prawie trzysta stron. Mimo to czułam zainteresowanie losami bohaterów, które jednak zostały pod koniec porzucone w środku akcji. Nie zostały zamknięte w tym tomie, więc żeby dowiedzieć się reszty wydaje się być niezbędnym przeczytać kolejną część pt.: "Venla".

Reasumując "Noora" to bardzo dobra powieść obyczajowa, a dobry kryminał. Powieść Johansson miała być jednak przede wszystkim świetnym kryminałem, prawda? To się autorce nie udało. Na tym polu "Noora" przegrywa. Wygrywa jednak jeśli chodzi o ukazanie problemu braku akceptacji wśród rówieśników, uporczywej chęci bycia zauważonym. Wygrywa krótko mówiąc w kwestii ukazania psychiki statystycznego, przeciętnego nastolatka. "Noora" to książka przy której spędziłam miło kilka godzin. "Noora" to bardzo dobra powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. "Noora" to słaby kryminał. Za krótka, niedopracowana w pełni, napisana po tzw. "łebkach", a jednak intrygująca. Więc? Jaka jest "Noora"? Dobra i pozytywnie wpływająca na rozluźnienie, nie spodziewajcie się jednak fajerwerków.

Za możliwość poznania "Noory" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackie!

stycznia 28, 2016

(436) Broadchurch

(436) Broadchurch
Tytuł: Broadchurch
Autor: Erin Kelly
Wydawnictwo Literackie
Stron 430

"Niektórych świateł nie da się zgasić."

Erin Kelly, "Broadchurch"

Skończyłam czytać tą powieść już wczoraj wieczorem, jednak z recenzją przychodzę do Was dopiero dzisiaj. Powód tego jest prosty. "Broadchurch" to książka napisana na podstawie serialu Chrisa Chibnalla o tym samym tytule. Bardzo dobra książka na podstawie rewelacyjnego serialu. Widzicie... nie potrafię jednocześnie pisać recenzji i oglądać z zapałem serialu. Ekhem... a za to właśnie zabrałam się po przeczytaniu tej książki. Tym bardziej, że dowiedziałam się, że powieść Erin Kelly powstała opierając się na jedynie pierwszym sezonie, a w telewizji można już było obejrzeć sezon drugi. Koniecznie musiałam poznać dalsze losy bohaterów. Tym samym więc obejrzałam pierwszy sezon i jeden odcinek drugiego. Przy okazji sprawdziłam czy Kelly udało się oddać rzetelnie akcję w serialu. Patrząc na to.... Oddała to w 99,9 %. Tu pojawia się problem: na kogo mam się denerwować za kreację głównej bohaterki? Na Chrisa Chibnalla czy Erin Kelly? Chyba jednak na tą pierwszą postać. Wszystko jednak w swoim czasie.

Broadchurch to małe, spokojne miasteczko nad morzem.  Tragedia jednak powoduje, że spokojnym być przestaje. Pewnego dnia na plaży zostaje znaleziony martwy jedenastoletni chłopak, Danny Latimer. Nie ma świadków, nie ma śladów, jest dwoje niedoskonałych śledczych. Senne, nadmorskie miasteczko staje się areną działań miejscowej pani sierżant Ellie Miller oraz komisarza Alec'a Hardy'ego, który właśnie przybył do Broadchurch po ostatniej nieudanej sprawie. Kobieta i mężczyzna. Dwa zupełnie różne podejścia do sprawy. Ona ciepła i uczuciowa odbiera morderstwo bardzo osobiście: jest w końcu najlepszą przyjaciółką matki chłopca. On dąży po prostu do tego, aby odkryć kto stoi za morderstwem. Ona nie wierzy w to, że mordercą może być ktoś z Broadchurch... związana blisko ze społecznością nie widzi wad w niej ukrytych. On podejrzewa każdego. Największą nieufność w miasteczku budzi jednak on sam: szorstki i nieuprzejmy, owiany złą sławą śledczy.

Kontrast występujący między Ellie a Alec'iem wzbogaca tą książką, całą historię. Można by powiedzieć "dobry i zły glina". To jednak nie do końca tak jest. Alec jest tą "złą" gliną, ale wynika to z jego doświadczenia zawodowego (także w kwestii zabójstw, któremu Ellie brak  - to jej pierwsza tak trudna sprawa). Alec uważa, że to okoliczności czynią z ludzi morderców, a więc każdy może się nim teoretycznie stać. Ellie z kolei każdego pragnie oczyścić z zarzutów i nie dopuszcza do siebie myśli, że mordercą może być ktoś kogo zna. Momentami zachowuje się bardzo naiwnie i po prostu głupio, jak nastolatka, a nie dorosła kobieta, żona i matka dwójki dzieci. Mam wrażenie, że jest słabym ogniwem tej książki (i serialu?). Nie polubiłam jej. Najzwyczajniej w świecie mnie po prostu irytowała. Za to Alec? Rewelacja! Tajemniczy, szorstki i oddany sprawie. Nie przekraczający jednak granic. Potrafi być także współczujący (a nawet troskliwy!). Choć wtedy... wydaje się dosyć dziwny.

Na szczególną uwagę jeśli chodzi o bohaterów zasługuje także mama zabitego chłopca, Beth. Erin Kell starała się jak najlepiej oddać emocje jej towarzyszące, jej udrękę, dylematy i przede wszystkim rozpacz. Podobnie postępowała z każdym bohaterem tworząc ich wyraźne portrety psychologiczne. To bez wątpienia plus tej powieści. Dzięki temu "Broadchurch" nie jest jedynie suchym kryminałem. Tempo akcji w "Broadchurch" nie jest zawrotne, ale za to fabuła jest naprawdę intrygująca. Autorka przez cały czas nas zwodzi przez co podejrzenia czytelnika co chwilę padają na inną postać. I tu pojawia się pewien minus... mordercą okazuje się osoba najmniej o to wszystko podejrzana i tak naprawdę podejrzenie, że mordercą jest ta i ta osoba... byłoby podejrzeniem wziętym z chmury. Nie lubię czegoś takiego. Wolę powolutku odkrywać tajemnicę ze śledczym - tu niestety ta możliwość została mi odebrana.

Mimo wszystko mam wrażenie, że serial jest lepszy niż książka. Język autorki jest dosyć przeciętny co mnie na początku niemiło zaskoczyło. Potem jednak już się po prostu do tego przyzwyczaiłam. Nie mniej ma u mnie ogromny plus za umiejętność oddawania emocji bohaterów, widoczków i atmosfery panującej w Broadchurch. Jeszcze kilka zdań co do bohaterów: dziennikarka Karen, którą z każdą chwilą coraz bardziej lubiłam, choć... z początku wydawało mi się to niemożliwe - to kolejny przykład na rewelacyjną kreację bohaterów. Porównując jednak książkę z serialem: serial wygrywa jeszcze silniejszym ukazaniem emocji.

"Broadchurch" to bardzo dobre odtworzenie serialu, które jednak od serialu trochę odstaje. Książka ze sporą ilości emocji w której jednak rozwiązanie zagadki nie jest rzeczą najważniejszą. Ma swoje plusy i minusy. Ukazuje życie w małym miasteczku, ciekawych bohaterów no i ma świetnego Aleca. Erin Kelly stworzyła świetną książkę na podstawie jeszcze lepszego serialu, który bez wątpienia będę oglądać. Z chęcią także sięgnę po kolejne części Broadchurch o ile takie pojawią się na polskim rynku wydawniczym. Książka Kelly bez wątpienia wygrywa ciekawą fabułą, ukazaniem emocji i bohaterami. Jeśli lubicie tego typu zawikłane zagadki kryminalne, wyrazistymi bohaterami radzę sięgnąć po "Broadchurch", który pozwoli Wam się na chwilę oderwać od rzeczywistości. Wciąga bardzo. Szczególnie pod koniec, który podobał mi się najbardziej i był niesamowicie zaskakujący.

Za możliwość poznania "Broadchurch" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackie!

stycznia 25, 2016

(435) Kilka dni lata

(435) Kilka dni lata
Tytuł: Kilka dni lata
Autor: Małgorzata Sobieszczańska
Wydawnictwo Literackie
Stron 324

"Przypomniała sobie pytanie terapeutki, co jest silniejsze: miłość do Janka czy lęk przed samotnością."

Małgorzata Sobieszczańska, "Kilka dni lata" 

Patrzę na okładkę książki "Kilka dni lata" i zastanawiam się jakie sygnały jej szata graficzna do mnie wysyła. Powieść smutna czy powieść optymistyczna? A tytuł? "Kilka dni lata". Kilka dni lata to czas, który może człowieka odmienić, zmienić całe jego życia, pozwolić na przegrupowanie wartości. Powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej jest powieścią... gorzką. Książką o tym, że nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Akceptacja. Akceptacja tego co nas otacza, tego jacy jesteśmy, przyzwolenie, zgoda na to co ma się wydarzyć i przede wszystkim ufność... ufność pokładana w nas samych. "Kilka dni lata" to książka niełatwa, o szarości życia i wyborach, które musimy przez cały czas podejmować. Historia trzech kobiet pokrzywdzonych niejednokrotnie przez życie i próbujących znaleźć swoje miejsce w rzeczywistości w której przyszło im żyć. 

Małgorzata Sobieszczańska w swojej książce zadaje czytelnikowi pytanie o to czy wierzy w to, że historia zatacza koło także wśród ścisłej rodziny za pośrednictwem genów, przez coś silniejszego od nas. Czy kolejne pokolenia mogą być przez to "zmuszane" do popełniania określonych genów? Czy występuje coś na zasadzie "klątwy" przekazywanej z matki na córkę? Powielanie pewnych przeżyć, podobne życiowe wybory. Za chwilę mógłby się odezwać psycholog i powiedzieć, że nasi przodkowie mają bezpośredni wpływ na nasze życie, ponieważ oni kształtują naszą rzeczywistość, kiedy jesteśmy dziećmi. Ma to bowiem bez wątpienia ogromny wpływ jacy jesteśmy i jacy będziemy w przyszłości. Jesteśmy w końcu potomkami... Jednak czy nasza historia musi się okazać powieloną historią prababek, babek i matek?

Trzy kobiety i jeden mężczyzna - babcia, matka, ojciec i córka. Powieść Sobieszczańskiej to historia trzech kobiet i mężczyzny, którego losy są z nimi nierozerwalnie związane. Amelia (babcia) niebawem odejdzie. Nim jednak to się stanie pragnie opowiedzieć komuś swoją historię. Historię na tle wojny, opowieść o wielkim uczuciu, rozdarciu w rodzinie, cierpieniu, życiu w poczuciu niesprawiedliwości losu, a wreszcie konieczności pogodzenia się z nim. Powiernik chcąc czy nie chcąc staje się jej prawnuk, mały Kuba. Kubuś jest jednak niewiele rozumie z opowieści prababki... 
Drugą bohaterką jest córka Amelii, Janina. Janina zrezygnowała z pracy, aby móc opiekować się matką. Tym samym zrezygnowała z samej siebie będąc zamknięta w mieszkaniu na piętnastym piętrze wieżowca. Jej historia zaczęła się jednak wiele lat temu... naznaczona historią Amelii. Trzecią bohaterką jest Maja, córka Janiny, która zamieszkała z pozostałymi dwoma kobietami i małym synkiem po rozwodzie, który bardzo ciężko zniosła. Maja pragnie wrócić do męża, który ją zostawił. Tęsknota popycha ją do nieracjonalnych czynów, które tylko komplikują całą sytuację. Wraz z kobietami w małym mieszkaniu mieszka także Kostek - mąż Janiny. Jego też zawiodło życie... Oni wszyscy spróbują znaleźć ukojenie poprzez rozrachunek z przeszłością i skomplikowanymi relacjami między sobą. Choć... myślę, że z czymś o wiele gorszym. Brakiem tych relacji. Obojętnością. 

Głównymi bohaterami tej powieści są trzy kobiety. Trzy kobiety, których życiem los pokierował nie po ich myśli, a wszystko za sprawą jednej nocy. W dodatku są to trzy kobiety w różnym wieku. Amelia już nie ma wpływu na swoje życie, Janina może w swoim życiu jeszcze coś zmienić, a Maja wbrew temu jak jej się wydaje ma jeszcze całe życie przed sobą. W historii tych kobiet nie chodzi tylko o umiejętności odmiany swojego losu. Chodzi o próbę jego akceptacji, przyzwolenia, ufności o której pisałam już wcześniej. Wszystkie trzy w pewnym punkcie swojego życia czuły się jakby znalazły się w potrzasku... pielęgnują w sobie poczucie złości, zawodu, niezadowolenia, smutku, samotności. Przyczyna tego jest niesamowicie prosta... strach. Bohaterki książki pani Sobieszczańskiej boją się wyjść ze swojego "bezpiecznego" kokonu. Z katafonii emocji, które mimo, że są złe i destrukcyjne dla nich samych oraz ich otoczenia dają im złudne poczucie stałości, bezpieczeństwa. Łatwiej nienawidzić niż kochać... Gonić niż szukać... Łatwiej wbrew pozorom także tracić niż po stracie przyjmować...

"Kilka dni lata" to książka, której fabuły toczy się na tle ważnych dla Polski wydarzeń - II wojna światowej, protesty 89'. Nawet bez tych ważnych momentów w historii jest to powieść pełna ludzkich dramatów, samotności i niemiłych wspomnień. Książka o brutalności życia. Nie ma w tej powieści sielankowych momentów. Stąd też mój wniosek, że jest gorzka... Gorzka, a przy tym niesamowicie piękna, bo pokazująca, że nie warto cały czas żyć przeszłością. Czasami nawet od tej najpiękniejszej przeszłości trzeba się odciąć grubą krechą, aby móc dobrze żyć tu i teraz. Odrzucenie przeszłości, tęsknoty, życie tu i teraz i patrzenie z nadzieją w przyszłość... przynosi ulgę. 

Powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej to powieść trudna i smutna. Taka, która pozostawia w czytelniku obrażenia po lekturze. Nie ma w sobie nic z lekkości lata, a jedynie jego upał i żar. Jego trud... Może właśnie to powoduje, że powieść Sobieszczańskiej jest pozycją tak dobrą i wyjątkową? Niepowtarzalną? Trudno mi pisać o czymś tak dobrym. O czymś czego nie da się wyrazić słowami, to trzeba po prostu poczuć i poznać. Poznać trzy pogubione kobiety... z czego dwie jeszcze próbują udawać odważne. Niesamowite oddanie realiów ubiegłych dekad, wrażenie zamknięcia z bohaterkami w szklanej kuli...Właśnie bohaterowie - pogubieni, słabi, tonący ludzie, którzy myślą, że chwytają się brzytwy... a może to co oni odbierają jako brzytwą jest tak naprawdę deską ratunkową? "Kilka dni lata" to wybitna, przejmująca powieść, ze świetnie zarysowanymi portretami psychologicznymi bohaterów, która na długo pozostaje w pamięci wywołując wręcz obrażenia.... zostawiając ślady. Wyrazista do ostatniej strony... może na ostatniej szczególnie? Po prostu: wyjątkowa. 

Za możliwość poznania tej przejmującej historii serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackie!

stycznia 23, 2016

(434) Perfidia

(434) Perfidia
Tytuł: Perfidia
Seria: L.A.Quartet 2
Autor: James Ellroy
Wydawnictwo Sonia Draga
Stron 880

"Życie jest krótkie. Łatwo przyszło, łatwo poszło."

James Ellroy, "Perfidia"

Jestem hm... po części załamana. "Perfidia" to książka, którą męczyłam przez naprawdę długi czas. To wszystko chyba przez to, że zazwyczaj podczas jej czytania... zasypiałam. Nie wynikało to niestety ze zmęczenia. Nie czytałam żadnej książki Kinga, a jednak jego opinia z okładki "Perfidia" przekonała mnie do tego, żeby sięgnąć po książkę James'a Ellroy'a. Niestety okazało się to być złym wyborem... Oczekiwałam porywającej lektury z ciekawą zagadką, a otrzymałam niestety coś bardzo nużącego. "Perfidia" nie jest zachwycającą powieścią, nie jest nawet w moim odczuciu bardzo dobrą powieścią. Jest powieścią dobrą, bez wielkich zaskoczeń, pozytywnych emocji. Pisałam Wam już, że nienawidzę pisać negatywnych recenzji? Ech... 

6 grudnia 1941 roku to gorący okres w Stanach Zjednoczonych, które stoją w przededniu II wojny światowej. Wojna ostatecznie wybucha, gdy japońskie samoloty bombardują Pearl Harbor. To odmienia Los Angeles. Warto wspomnieć o tym, że w tym czasie duża część mieszkańców Los Angeles była Amerykanami japońskiego dochodzenia. Lojalnymi... Nie zmienia to jednak faktu, że według władz stanowią realne zagrożenie dla Amerykanów. Zaczynają się aresztowania, Japończycy trafiają do obozów internowania. W tym samym czasie dochodzi do brutalnego morderstwa japońskiej rodziny. Ta sprawa łączy losy trójki mężczyzn i jednej kobiety. William H. Parker jest kapitanem wydziału policji w Los Angeles i bez wątpienia nie jest postacią kryształową (zresztą jak każdy w tej powieści) pozostający w zażartym konflikcie z Dudley'em Smithem. Dudley jest irlandzkim emigrantem, osobą dwulicową chcącą czerpać zyski z wojny i... byłym mordercą IRA. Trzecim mężczyzną jest młody Japończyk, policyjny chemik Hideo Ashida. Co ciekawe... jest jedynym Japończykiem na liście płac L.A. (ciekawe jak długo...). Jedyną kobietą w tym kwartecie jest Kay Lake - żądna przygód i pogubiona młoda kobieta. 

Wszystko byłoby pięknie. Przyjemna dla oka okładka, ciekawa fabuła. Tak - fabuła jest naprawdę ciekawa. Jest jednak także zbyt rozwleczona, przekombinowana... Mnogość wątków jest minusem tej książki. James Ellroy nie radzi sobie z wprowadzeniem w swoją książkę nowych faktów, sytuacji. Przez to szybko tworzy się chaos, który utrudnia czytanie. Doszło nawet do tego, że w pewnym momencie musiałam się zastanawiać, który wątek jest wątkiem głównym. "Co za dużo to niezdrowo" to powiedzenie, które sprawdza się w wypadku tej powieści idealnie. Niestety użyję go jeszcze niejednokrotnie... 

Bohaterowie. Nie wystarczyłoby wszystkich palców rąk i nóg człowieka, aby zliczyć jak wielu ich jest. "Co za dużo...". Z początku ta książka jest nawet wciągająca. Potem jednak bohaterowie się mnożą (i to w dodatku drugoplanowi!) w niesamowitym tempie i przede wszystkim ilości. Skomplikowane imiona, nazwiska utrudniają orientację w fabule, w postępowaniu bohaterów i przede wszystkich w ich udziale w całości. Za dużo! Większość bohaterów drugoplanowych nic ważnego do tej książki nie wnosi, są takimi zapychaczami. Ciekawe co by o tym pomyśleli gdyby byli żywymi ludźmi... taka dygresja... 

"Perfidia", a raczej zagadka w niej zawarta byłaby świetna gdyby nie mnogość wątków i jej niezdrowe zawikłanie. Krótko mówiąc... Ellroy chciał za dużo i przedobrzył. W związku z tym w pewnym momencie ta książka stała się po prostu niesamowicie nudna, ciężka i pełna dłużyzn. Stephen King pisał o autorze "Perfidii" między innymi tak "jest gwałtowny i odważny, zabawny i obrzydliwy". Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: nie mam pojęcia co zabawnego jest w tej powieści. Czy jest odważna? Tak. Gwałtowna? Raczej nie. Nie znam poprzednich książkę Ellroy'a. O tej jednak mogę powiedzieć, że jest przytłaczająca i męcząca.

James Ellroy miał dobry pomysł na fabułę, głównych bohaterów. Wykonanie jednak zawalił. Chciał dużo i dobrze, a wyszło ciężko i nieciekawie. "Perfidia" mnie irytuje. Irytuje mnie tym, że pomysł autora, wymyślona przez niego intryga jest bardzo dobrym pomysłem na rewelacyjną książkę. Spokojnie wystarczyłoby 350 stron... a co z pozostałymi ponad czterystoma? Wyrzucić do kosza. A tak na poważnie. "Perfidia" jest pełna niepotrzebnych fragmentów. Czuję niedosyt. Oczekiwałam świetnej książki, a otrzymałam powieść podczas której czytania się męczyłam. Kolejnym minusem jest zbyt duża ilość bohaterów drugoplanowych, którzy byli po prostu zbędni... i nieciekawi przez ich natężenie. To irytujące tym bardziej, że kreacja głównych bohaterów była bardzo dobra i przede wszystkim różnorodna. Nie wiem co się stało... Czuję, że James Ellroy ma duży potencjał. Jednak potencjał to za mało. Z tej bajki wynika taki morał... że "Perfidii" polecić Wam nie mogę. Chyba, że lubicie powieści przegadane. 

"Perfidię" przeczytałam dzięki stronie empik.com!

stycznia 22, 2016

(433) Pogromca lwów

(433) Pogromca lwów
Tytuł: Pogromca lwów
Saga o Fjallbace (#9)
Autor: Camilla Lackberg
Wydawnictwo Czarna Owca
Stron 428

"Koń zwietrzył woń strachu, zanim jeszcze dziewczynka wyłoniła się z lasu." 

Camilla Lackberg, "Pogromca lwów"

"Świetna i intrygująca" - tak krótko można scharakteryzować książkę Camilli Lackberg. Miałam nadzieję na spotkanie z ciekawym, a przy tym wciągającym kryminałem i w związku z tym "Pogromca lwów" okazał się lekturą idealną. Intrygująca zagadka kryminalna, wyraziści bohaterowie z krwi i kości i nastrój stopniowanego napięcia. "Pogromca lwów" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Lackberg. Pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie. Jestem po ogromnym wrażeniem twórczości tej pani.  Pisze zgrabnie, ciekawie i bez dłużyzn - co dla mnie obecnie najważniejsze. Zagadka, którą stworzyła była dla mnie intrygująca do ostatniej strony... i jest intrygująca nadal. Świetne ukazanie psychiki bohaterów i rys ich sylwetek. To jednak nie są jedyne plusy tej powieści. Zacznijmy od początku.

Styczeń, mroźna Fjallbacka. Na jednej z dróg dochodzi do tragedii. Na drogę wybiega półnaga dziewczyna i wpada pod samochód. Kierowca nie jest w stanie się zatrzymać. Na skutek obrażeń dziewczyna umiera. Jak się okazuje zmarłą dziewczyną jest nastoletnia Victoria, która zaginęła cztery miesiące wcześniej. Aż do tego momentu nie było od niej żadnych znaków życia. Prędko wychodzi na jaw, że dziewczyna przed śmiercią była poddawana brutalnym torturom. Patrik Hedstrom jest odpowiedzialny za śledztwo w sprawie zaginięcia Victorii. Prawdopodobnie jej zniknięcie ma związek jeszcze z kilkoma innymi dziewczynami, które także zaginęły. Nie ma jednak konkretnych podejrzanych ani konkretnych śladów. Sprawa dziewczyn łączy się jednak w pewien nieznany jeszcze nikomu sposób z kobietą, która odsiaduje karę za zabójstwo męża i znęcanie się nad dzieckiem. Tą sprawą zajmuje się żona Patrika - Erika Falck, znana pisarka, która fabułę swoich książek tworzy ze zbrodni, które miały miejsce w Szwecji. Badając rodzinną tragedię sprzed lat Erika dochodzi do wniosku, że kobieta odsiadująca zbrodnię coś przed nią ukrywa. Coś bardzo istotnego.

"Pogromca lwów" to dziewiąty tom serii i nie mogę napisać, że brak znajomości poprzednich tomów mi nie przeszkadzał, bowiem byłoby to kłamstwo. Ale... mogę z czystym sumieniem napisać, że w odbieraniu tej książki jako thrillera, czy po prostu kryminału nie przeszkadzało mi w ogóle. Ten lekki dyskomfort wynikał jedynie z tego, że książka Lackberg ma bardzo bogatą i przede wszystkim świetną warstwę obyczajową, a bohaterowie,  którymi "włada" są ludźmi z krwi i kości, posiadającymi własne problemy nie tylko. Krótko mówiąc postacie stworzone przez szwedzką pisarkę nie są jedynie marionetkami w jej rękach służącymi do wykrycia sprawcy. Może nawet "przeszkadzanie" to złe określenie, bowiem to mi nie utrudniało czytania. Autorka przypomina czytelnikowi co wydarzyło się w poprzednich tomach... jeśli chodzi o losy bohaterów - poprzednie zagadki już są gdzieś w tle, nieważne. No dobra... przyznam Wam się... Ja po prostu strasznie chciałabym poznać wcześniejsze losy bohaterów!

Głównymi bohaterami są oczywiście Erika i Patrik. Bywa między nimi różnie, ale się kochają i są dla siebie wsparciem. Bardzo ich polubiłam. Chyba przez to, że mnie nie irytowali i wszystko w ich zachowaniu było niesamowicie szczere. Tak samo ma się sytuacji z pozostałymi bohaterami. Przyznaję, że jest taki jeden irytujący... ale to jego największa zaleta, a poza tym... bez niego byłoby o wiele mniej zabawnie. W książce muszą się pojawiać także irytujący bohaterowie, aby móc docenić tych nieirytujących i "do serca przyłóż". Nie ma w tej książce bohatera bez historii, którego życia byłoby dla czytelnika białą plamą. Przez to ta powieść i jej bohaterowie stawała mi się coraz bliższa i w dodatku to znacznie ułatwiało mi ukazywanie się filmu stworzonego z tej powieści w mojej głowie. Kiedy ktoś coś do mnie w tym czasie powiedział... czułam się jak wytrącona z transu - niesamowite wrażenie.

Znam rozwiązanie zagadki "Pogromcy lwów" i zastanawiałam się już nad tym czy mogłam dociec o co DOKŁADNIE w niej chodzi i myślę, że jednak w 100% by mi się to nie udało. Oczywiście - w mojej głowie pojawiały się jakieś zajawki kto jest odpowiedzialny za zaginięcia dziewczyn i z czasem te hipotezy stawały się coraz dokładniejsze i pokrywały się z rozwiązaniem. Mimo to nie pokryły się z nim w stu procentach, ponieważ autorka zakończeniem utwierdziła mnie w moim zachwycie nad jej twórczością i spowodowała, że po prostu musiałam powiedzieć "WOW!". Nie jestem znawczynią kryminałów, ale i bez tego wiem, że ten jest naprawdę dobry.

Ogromnie spodobało mi się przeplatanie powieści obyczajowej z thrillerem, które pojawia się w tej pozycji. Mamy chwilę wielkiego napięcia, oczekiwania co dalej... a potem scenę rodzinnej kolacji przeżytej w spokoju. Radość przeplatana ze smutkiem. To stworzyło świetną atmosferę tej powieści i spowodowało, że jej czytanie było dla mnie ogromną przyjemnością. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że "Pogromca lwów" to książka do której jak już dopadniecie... to już się od niej nie odkleicie do ostatniej strony. Camilla Lackberg niejednokrotnie mnie zaskakiwała, stopniowała napięcie i wzbudzała we mnie emocje. Wzburzenie, smutek, radość, złość, wzruszenie - całą gamę emocji. 

Reasumując "Pogromca lwów" to rewelacyjna książka, którą czyta się zastraszająco szybko. Ciekawa intryga, szybka akcja, wyraziści bohaterowie. Camilla Lackberg pisze łatwo i przyjemnie, ale nie infantylnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem i ta książka na długo pozostanie w mojej głowie, choć teraz wyląduje pod sufitem jako "przeczytana". Kiedy jednak ktoś mnie zapyta o świetny kryminał, thriller z tak samo świetną warstwą obyczajową odpowiem bez wahania "Lackberg". Jeśli jeszcze nie mieliście do czynienia z twórczością tej autorki... musicie koniecznie to zmienić!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni Matras :) 

stycznia 19, 2016

(432) Przygody detektywa Blomkvista

(432) Przygody detektywa Blomkvista
Tytuł: Przygody detektywa Blomkvista
Autor: Astrid Lindgren
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Stron 528

"Dzieci są jak psy - stwierdził komisarz po ich wyjściu - Węszą i grzebią wszędzie, gdzie się da, aż raptem trafią na coś pożytecznego."

Astrid Lindgren, "Przygody detektywa Blomkvista"

Na półkach księgarni pojawia się coraz większa ilość literatury skierowanej do młodego czytelnika, w wieku 6-14 lat. Są to pozycje bardzo różnorodne - od fantastyki poprzez pierwsze miłości, przygody po kryminalne zagadki.  Oczywiście na chwilę obecną w tych powieściach wszechobecne są komórki, laptopy itp. elektronika. Są to już powieści bardzo współczesne, obrazujące świat współczesnego dziecka. Osobiście należę jeszcze do tego pokolenia, które każdą wolną chwilę spędzało na podwórku łażąc po drzewach, skacząc przez skakankę i na innych tego typu aktywnościach (a nie siedząc przed komputerem). Wtedy dla mnie literaturą, którą czytałam były oczywiście powieści Lucy Maud Montgomery, Astrid Lindgren, Korczaka - krótko mówiąc klasyka. "Przygody detektywa Blomkvista" to zbiór trzech książek: "Detektyw Blomkvist", "Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie", "Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży" autorstwa Astrid Lindgren. Według wydawnictwa jest to zbiór skierowany dla dzieci w wieku 6-14 lat co uważam za lekką przesadę. Obecnie czternastoletnia osoba to uczeń pierwszej klasy gimnazjum, dlatego skłaniałabym się raczej ku stwierdzeniu, że to zbiór skierowany dla osób w wieku 6-12 lat. To jednak jedynie moja drobna dygresja. 

Głównymi bohaterami tej serii są Kalle Blomkvist, Ewa - Lotta i Anders. Akcja książki "Detektyw Blomkvist" toczy się wokół osoby wujka Einara, który przyjeżdża do rodziny Ewy - Lotty (pamiętaj Drogi Czytelniku, że w Szwecji dzieci do każdego pana/pani mówią wujku/ciociu, a także gdy mówią o nim). Aż do jego przyjazdu największym problemem młodego detektywa było to, że mieszkańcy Lillkoping są niezwykle uczciwy ludźmi, nie dopuszczającymi się żadnych przestępstw. Trzynastolatek marzy o tym, aby zostać wybitnym detektywem. Wraz z wujkiem Einarem natrafia się ku temu okazja... której jednak Kalle szybko pożałuje. 
W części "Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie" robi się jeszcze bardziej... niebezpiecznie. Dochodzi do morderstwa, którego świadkiem staje się Ewa - Lotta. To burzy na chwilę sielankę głównych bohaterów, jednak jak to dzieci... szybko potrafią wrócić do swoich zwykłych zajęć. Morderca jednak do normalnego życia nie wraca nigdy. 
Trzecia, ostatnia część to "Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży". W tej części akcja rozwija się najszybciej oraz pojawia się wiele nowych bohaterów, w tym Rasmus. Rasmus będący pięcioletnim brzdącem, który mnie rozczulał... ale także czasami bezlitośnie irytował. Młodzi przyjaciele będą musieli zmierzyć się z uprowadzeniem i bardzo niebezpiecznymi "wujkami". 

Wszystkie trzy powieści są niezwykle ciekawe, a jednak najbardziej do gustu przypadła mi powieść pierwsza i trzecia. Ta druga... jakoś wszystko za długo się dla mnie w niej ciągnęło i jej czytanie zajęło mi najwięcej czasu. Między trzema książkami, których akcja toczy się rok po roku widać wyraźne oddalenie w czasie. Bohaterowie dorastają, dojrzewają i nie są już tymi samymi dziećmi, których spotykamy w poprzedniej części. Świadczy to o niebywałej umiejętności Astrid Lindgren to kreacji postaci. Wszystkie trzy książki różnią się także minimalnie językiem... Ten fakt myślę, że wynika jednak w dużej mierze z faktu, że każdą książkę na język polski tłumaczyła inna pani. Dla mnie był to niestety minus, którego jednak niewprawiony czytelnik... czyli ten docelowy - nie dostrzeże. Jak już się czepiam... to jeszcze przyczepię się do braku ilustracji nad którym ubolewam. Może kolejne edycje tego zbioru już w ilustracje wzbogacone zostaną? 

Sięgnęłam po "Przygody detektywa Blomkvista", ponieważ chciałam jeszcze na chwilę powrócić do lektur dzieciństwa, poczuć klimat powieści Astrid Lindgren, w których jako dziecko się zaczytywałam i, które zawsze mnie oczarowywały. (Zdradzę Wam w tajemnicy, że obecnie jeśli widzę w antykwariacie jakąś powieść Astrid Lindgren, której jeszcze nie mam na swojej półeczce... udaję się z nią do kasy ;))  Z detektywem Blomkvistem zetknęłam się po raz pierwszy i było to spotkanie niezwykle udane. To zabawne jak wciągały mnie jego przygody... szczególnie w momencie, gdy wszystko prowadziło do nieuchronnego rozwiązania zagadki. Powieści Astrid Lindgren są zarazem obrazem tego jakie były te kilkadziesiąt lat temu dzieci, że dorastały później. To złe określenie "dorastały później" - one po prostu dłużej cieszyły się dzieciństwem. 

Widzicie... ten maksymalny wiek docelowy jakie wskazuje wydawnictwo , czyli 14 lat wcale nie jest wiekiem nieuzasadnionym. W końcu główni bohaterowie tej powieści także w pewnym momencie mają po 14 lat. Trzeba pamiętać o tym, że "Przygody detektywa Blomkvista", a raczej poszczególne powieści składające się na tą książkę były wydawane pierwotnie w latach 1946, 1951, 1953. Młodzież była inna, co część młodych czytelników może obecnie zaskakiwać. Nie uświadczą bowiem w niej nawet komputerów stacjonarnych... już nie wspominając o tabletach i tym podobnych "dziwactwach". Tamte dzieci tego nie znały i nie potrzebowały. Żyły w zgodzie z naturą wymyślając coraz to nowe zabawy. Może pobawią się w cyrk? Może w wojnę z przyjaciółmi? Pójdą do starego domu? Nie ma problemu! Zawsze coś wymyślą i szybko okaże się, że wakacje są za krótkie. 

Boję się, że niebawem okaże się, że powieści Astrid Lindgren skończą jako "typowe klasyki" - zakurzone i porzucone, że będą powieściami "zbyt dziwnymi" i "odległymi" dla współczesnych dzieci, które od najwcześniejszych lat edukacji szkolnej częściej obcują z tabletem, komórką niż z książką. Żywię jednak także nadzieję, że język jakim posługuje się autorka, jej zdolność do budowania fabuły, akcji, cały świat przedstawiony w jej powieściach, wysiadywanie na drzewach, moc przyjaźni, intrygujący świat wokół nas i oddalenie od jego centrum - rozkocha i oczaruje w sobie jeszcze niejedno pokolenie czytelników.  

Przy czytaniu zbioru powieści Astrid Lindgren pt. "Przygody detektywa Blomkvista" bawiłam się wybornie. Ciekawe, trafne dialogi, niesamowita aura i ciągłe przygody. Świat dziecięcych zabaw i pragnień. Świat stworzony przez wybitną pisarkę w wyrazie pokłonu dla dzieci. Wciągające i niezwykle barwne. Bohaterowie z krwi i kości, ciekawe przygody, zwroty akcji... i rodzice, którzy nie biorą w tej powieści prawie w ogóle udziału. W prozie Astrid Lindgren to dzieci są najważniejsze i to one są ich władcami, królami. Mam nadzieję, że jeszcze niejedno dziecko zostanie oczarowane powieściami Astrid Lindgren. "Przygody detektywa Blomkvista" to moje kolejne niezwykle udane spotkanie z twórczością niesamowitej pisarki, którą była Astrid Lindgren. Jeśli macie wokół siebie jakieś dzieci... koniecznie polećcie im "Przygody..." - tym samym... propagujcie czytanie klasyki literatury dziecięcej! 

Za możliwość zapoznania się z kolejną książką Astrid Lindgren serdecznie dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia! :) 

stycznia 17, 2016

(431) Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków

(431) Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków
Tytuł: Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych
 i nieszczęśliwych kochanków
Autor utworów: Halina Poświatowska
Wyboru dokonała: Maria Rola
Wydawnictwo Literackie
Stron 204

"Halina Poświatowska to jest podobno człowiek
i podobno ma umrzeć jak wielu przed nią ludzi
Halina Poświatowska właśnie teraz się trudzi
nad własnym umieraniem"

Halina Poświatowska, "Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków"

"Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków" to jak głosi sam tytuł wybór jej listów, prozy, poezji traktujący o miłości, tęsknocie, samotności, ale także szczęściu. Piękne wydanie, piękne utwory... może warto się w go zaopatrzyć przed walentynkami?  Ten piękny wybór dzieł Haliny Poświatowskiej, którego dokonała Maria Rola ukazuje tęsknotę, żal polskiej poetki. Pozwala spojrzeć na nią z drugiej strony. Wszystkie teksty są trafne i niezwykle piękne. Zapadają w pamięć i mają w sobie niezwykłą moc. Przez to ich czytanie przyprawia o gęsią skórkę. Dla tzw. laika utwory wczytywanie się w utwory Haliny Poświatowskiej będzie tak niezwykłym wydarzeniem, że aż zmuszającym po sięgniecie po jakieś informacje o poetce. Niezwykłym wydarzeniem oraz niezwykle mocnym doświadczeniem. 

Halina Poświatowska to jak wszyscy się orientujemy polska poetka. Żyła w 1935-1967. Zmarła
bardzo młodo na skutek ciężkiej choroby serca, której "nabawiła się" w 1945 roku podczas wyzwolenia jej rodzinnego miasta - Częstochowy. Przez trzy dni ukrywała się w mokrej i zatęchłej piwnicy. Zachorowała. Na skutek powikłań, jakie ta choroba spowodowała mała Halina zachorowała na zapalenie stawów, które w końcu doprowadziło do wady zastawki dwudzielnej serca. Większość życia spędziła w szpitalach i sanatoriach. Tam też poznała swojego męża... Ryszarda Adolfa Poświatowskiego. Mężczyzna także był ciężko chory z powodu problemów związanych z sercem. Pobrali się na krótko przed dziewiętnastymi urodzinami Haliny. Jako dwudziestojednoletnia kobieta Halina Poświatowska była już wdową. Dwa lata później na skutek zbiórki przeprowadzonej wśród Polonii w USA Halina mogła zostać poddana skomplikowanej operacji. Udało się. Poetka rozpoczęła studia, by po latach wrócić do ojczyzny. Zmarła po kolejnej operacji serca przeprowadzonej w Warszawie, w 1967 roku.

Te wszystkie doświadczenia ukształtowały poetkę, a tym samym jej twórczość. Z części jej utworów bije samotność doświadczana przez nią po śmierci ukochanego męża. Tym samym znajomość biografii autorki jest rzeczą niezbędną, aby odebrać jej utwory choć po części tak mocno jak one tego wymagają. To co przedstawiłam Wam powyżej jest jedynie okruchem życia Haliny Poświatowskiej... jak się można łatwo domyślić. Życia niełatwego, życia owianego tęsknotą, którą tak dobrze wydać w jej utworach. Utworach pełnych emocji. 

Halina Poświatowska pisze pięknie. O miłości, tęsknocie, trwaniu z drugim człowiekiem... i samotności. Nie bez powodu jest to elementarz  "dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków". Halina Poświatowska pisała pięknie, a przy tym... niekiedy dosyć brutalnie, a jednak niesamowicie szczerze. 

"Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc."

"ich dwoje
poprzez zastawki serc
widoczni na wylot
z profilu
oprawieni w ból jak w złoto
patrzą powieszeni 
na astralnym gwoździu [...]"

"Elementarz Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków" to książka owiana bólem i miłością. Pełna pięknych wierszy, zdań. Wybór dokonany przez Marię Rolę jest różnorodny i barwny. To jedna z tych pozycji na której zrecenzowanie brak słów. To książka dla tych którzy kochają poezję i dla tych, którzy dopiero chcą ją pokochać. Zachwyci niejedną osobą. Pięknie wydane, w twardej oprawie jedynie dopełnia całości. To zaledwie albo aż 200 stron styczności z pięknym słowem, dopracowanym stylem, emocjami i dziełami uznanymi przez wielu. Halina Poświatowska i jej twórczość ma wielu wielbicieli. Jak się pewnie domyślacie ja do nich należę. Wiersze Poświatowskiej są odważne i pełne pasji. To ujmuje mnie w jej poezji najbardziej... są tak prawdziwe, tak szczere. Bije z nich moc, a zarazem niemoc. Z poezji Poświatowskiej biją przede wszystkim emocje i to one przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Halina Poświatowska, choć zmarła młodo... doświadczyła wiele. Przekazuje to w swoich dziełach. Czasami łatwych, czasami trudnych... zawsze jednak hipnotyzujących i elektryzujących. 

Za możliwość zapoznania się z "Elementarzem Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu!

stycznia 15, 2016

(430) TAG: Literacka wycieczka po Polsce

(430) TAG: Literacka wycieczka po Polsce
Tag Literacka wycieczka po Polsce to tag, który od razu ogromnie mi się spodobał. Podejrzałam go na blogu Po drugiej stronie książki, a jego pomysłodawczynią jest bookworm z Apteki Literackiej. Oczywiście tematem przewodnim będą książki... i miasta w Polsce. Zapraszam! :) 


1. Sopot, Gdańsk, Gdynia - Trójmiasto czyli ulubiona Trylogia
Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie niesamowicie prosta! Bez wątpienia moją ulubioną trylogią jest Magiczny Krąg, której autorką jest Libba Bray. Sięgnęłam po tą książkę, ponieważ bardzo często bohaterki innych książek, które czytałam czytały właśnie tą trylogię. Powód drugi? Przepiękne okładki, wiktoriańska Anglia dająca niesamowity klimat. Można się zakochać :) Uwielbiam! Prawie dwa tysiące stron... a to i tak za mało :) Inne powody? Bohaterowie z krwi i kości! A do tego dreszczyk emocji.  Jeśli jeszcze nie czytaliście - polecam! Spodoba się także starszym czytelnikom. Z mojej recenzji trzeciego tomu: "Wartka akcja, ciekawa fabuła, sympatyczna, a przede wszystkim mądra główna bohaterka. Libba Bray kończy swoją serię w mistrzowskim stylu, a co najważniejsze w mojej ukochanej wiktoriańskiej Anglii, "Studnia wieczność" to powieść bardzo klimatyczna i nastrojowa. Pokazuje przyjaźń, mądrość i dojrzewanie... wchodzenie w dorosłość. " ; "wszystko jest pięknie skondensowane i dostajemy trzy książki na naprawdę wysokim poziomie.".



2. Toruń czyli ukochana książka
No i zaczyna być coraz trudniej. Jedna ukochana? Niewykonalne. Dlatego załóżmy, że wszystkie, które pojawiły się i pojawią się w tym zestawieniu są moimi ukochanymi. Stąd też w tym punkcie jako ukochaną mogę już bez wahania wpisać "Pamiętnik Wacławy ze wspomnień młodej panny ułożony" Elizy Orzeszkowej. To piękny i zachwycający klasyk o którym do dnia dzisiejszego ogromnie często myślę, choć od jego przeczytania minęło już sporo czasu. Z mojej recenzjiNie przerażajcie się także językiem. Jest inny od dzisiejszego - jest piękniejszy, ale to właśnie przez to czytałam tą powieść ze swego rodzaju namaszczeniem. Eliza Orzeszkowa krótko mówiąc rozkochała mnie w swojej powieści. Pięknej i wartościowej powieści. Wiem (ba! jestem pewna!), że sięgnę po nią jeszcze niejeden raz pomimo jej objętości. Piękny język, ciekawa fabuła, intrygujący bohaterowie to wszystko spowodowało, że... lektura "Pamiętnika Wacławy" była dla mnie prawdziwą literacką ucztą!

3. Warszawa czyli książka, z której pochodzi Twoja ulubiona para literacka lub ulubiony wątek miłosny
Wątków miłosnych w książkach jest całe mnóstwo dlatego chyba tym bardziej trudno wybrać ten jeden. Nie znam jeszcze klasyków Jane Austen (pewnie gdybym znała to one by wygrywały), ale są dwie książki z których pochodzący wątek miłosny najbardziej mnie ujął. To "Dziwne losy Jane Eyre" oraz genialne "Z dala od zgiełku". Skomplikowany, silnie emocjonalny i piękny związek. Choć zrodzony w bólach.  Z mojej recenzji: "Z  dala od zgiełku" to dramat w którym nie brak miłości ani dramatycznych wydarzeń. Pokazuje walkę człowieka z własnymi słabościami i hipnotyzuje... Godziny spędzone podczas czytania książki Thomasa były czasem niezwykle dobrze spożytkowanym. "Z dala od zgiełku" to klasyka, która mnie nie nużyła ani przez chwilę. Powieść napisana pięknym językiem, która zasługuje na uwagę i rozkoszowanie się nim. Co najważniejsze to dzieło dojrzałe i mądre. Zero trywialności i zero głupot. Jedna z tych lektur na które warto poświęcić czas... "
4.Gniezno czyli pierwsza książka w Twojej biblioteczce
Pisałam, że będzie coraz trudniej... i nie myliłam się. Nie mam pojęcia. Zawsze otaczały mnie książki, a na wszelkie urodziny i uroczystości prezentem... także były one. No może obok lalek, które uwielbiałam. Jednak jeśli się nad tym głębiej zastanowię to pierwszą książką, która trafiła do mojej biblioteczki są "Opowieści o miłości i przyjaźni". Miałam wtedy trzy latka! Pamiętam jak wtedy usiadłam z nią na dywanie i zaczęłam oglądać jej piękne ilustracje z disney'owskich filmów. I w dodatku... wszystkie koleżanki mi jej niesamowicie zazdrościły. ;) Mam ją do dnia dzisiejszego czyli czternaście lat. Przeczytałam, przeglądnęłam ją kilkadziesiąt razy przez ten czas przez co już jest trochę... hm.. sfatygowana? Pewnie za kilka lat się rozpadnie, ale i wtedy zostanie w mojej biblioteczce. "Dwanaście historii opartych na filmach Disneya to świetny wstęp do nauki czytania" jak głosi napis z okładki. Mimo to z czytaniem miałam ogromne problemy... Ale o tym kiedy indziej. Co najważniejsze : pamiętam od kogo tę książkę dostałam :) To dokładnie to wydanie. 

5. Poznań czyli książka, która zapoczątkowała Twoją czytelniczą pasję
To już jest o wiele prostsze pytanie. Bez wątpienia taką książką, a raczej serią jest dla mnie "Ania z Zielonego" w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, a w sumie to... od pierwszej strony. Cały czas liczę na to, że uda mi się przeczytać całą serię jeszcze raz. Na to jednak potrzeba czasu. Moją miłość do niej w dodatku pogłębił serial na jej podstawie, który niejednokrotnie oglądałam... i przy którym niejednokrotnie płakałam. Czy obecnie małe dziewczynki czytają jeszcze "Anię z Zielonego Wzgórza"? Chyba już nie... A szkoda. Jest to moim zdaniem tak piękna powieść, seria przy której i z którą się dorasta. Aż wstyd się przyznać, że nie znam innych książek Montgomery... Może to wynika z tego, że Ania zajęła stałe miejsce w moim sercu i nie chcę, żeby np. Emilka albo Jane ją z niego wypchnęła. Nie mniej... kiedyś zaryzykuję. To na koniec jeszcze cytacik: "Czy to nie przyjemnie wiedzieć, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem… Świat jest taki ciekawy… Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o wszystkim wiedzieli (…)." Lucy Maud Montgomery, "Ania z Zielonego Wzgórza".

6. Wrocław czyli książka, za którą oddałbyś wiele by móc ją przeczytać jeszcze raz - po raz pierwszy
Jest wiele takich książek, ale tu na podium wybijają się powieści Erica - Emmanuela Schmitta. Jak na razie za mną "Dziecko Noego" (Cudowne, olśniewające i wzruszające - recenzja już niebawem), "Sekta egoistów", "Historie miłosne" (urocze, ciekawe i oczywiście wzruszające - recenzja niebawem) no i "Oskar i Pani Róża"... w tym temacie chyba nic nie trzeba dodawać prawda? Z tych czterech pozycji jednak w moim odczuciu wygrywa "Dziecko Noego", które jest powieścią smutną, a przy tym napawającą dziwnym optymizmem. Jej lektura była dla mnie niesamowitym przeżyciem. Parę cytatów z moich recenzji (o "Oskar i Pani Róża"): "Oskar i pani Róża" to niepozorna, ale zaskakująca książka. Zapada na długo w pamięć. Jest urocza, a zarazem smutna... a pomimo tego jest w niej mnóstwo nadziei i radości. Pokazuje jak ważne jest życie "tu i teraz", bo nie zawsze nasze życie będzie wyglądało tak jak dzisiaj, bo życie jest kołem fortuny. Życie jest po prostu nieprzewidywalne. To że teraz świeci słońce nie znaczy, że za chwilę nie spadnie deszcz. Dzieło p.Schmitta jest niezwykłe przez swoją zwykłość. "
Cytat z "Sekty egoistów": "Badacze darzą się więzienną przyjaźnią, co oznacza, że niczego nienawidzą tak bardzo jak więźnia, który ma zostać wypuszczony na wolność."      

                                       



7. Częstochowa czyli książka, którą każdy powinien przeczytać
Nie będę oryginalna w tej kwestii i napiszę, że taką książką jest moim zdaniem "Złodziejka książek" Markusa Zusaka. Jest wciągająca, ciekawa, wielka po prostu. O przyjaźni, miłości, holokauście, Hitlerze... Zachwyca ludzi od lat i to nie bez powodu. Jest w niej po prostu coś magicznego. Coś co sprawia, że nie można jej odłożyć podczas czytania nawet na chwilę. Przy tym wszystkim jest niepokojąca. Kogo Markus Zusak uczynił narratorem tej powieści o śmierci, ale i nadziei? Narratorem jest Śmierć. Z mojej recenzji: 

"Złodziejka książek" to bez wątpienia niezwykła, porywająca książka... Nie jest to kolejna "lukierkowa" pozycja na rynku wydawniczym. To książka o sile słów, zaufania, przyjaźni. Pomimo tego, że nie jest to książka historyczna uzmysłowiła mi bardzo ważną rzecz... że Hitler działał za pomocą słów... Autor książki jest Australijczykiem... nasuwa się więc pytanie: "Co on może wiedzieć o II wojnie światowej?". Jak dla mnie wystarczająco dużo. Stworzył przepiękną książkę. Narrator może się komuś nie spodobać, ale autor wymyślił coś innego. Należy go za to docenić. Historia Liesel to piękna powieść, która wzrusza i bawi... To nie jest po prostu kolejna książka o której się za chwilę zapomni, a ona sama trafi na stos przeczytanych książek. Ta książka żyje. Jestem nią oczarowana. I wiem, że to oczarowanie nie minie... To jest "miłość", która będzie trwała. Całą historię dopełniają rysuinki, które świetnie dopasowują się do treści.  Dzieła Zusaka nie da się zacząć czytać, a potem odłożyć do dokończenia na później. Bo jest po prostu niesamowite, bo opowiada o wszystkim, bo jest arcydziełem. Mogłabym pisać i pisać o tej książce, ale czas wreszcie skończyć tą opowieść...

8. Kraków czyli gdzie najczęściej kupujesz książki
Powinnam dyplomatycznie odpowiedzieć, że książkę nie kupuję. Jednak... to by było kłamstwo - i to jakie! A tak na poważnie ;) Książki najczęściej kupuję w antykwariacie. Jaka to jakość wynaleźć "Zbrodnię i karę" Dostojewskiego wydanie z 2003 roku w świetnym stanie za 4 zł! Albo trzy tomy "Historii filozofii" Tatarkiewicza za 3 zł? Radość niezmierna! Choć i tak jak na razie moim najlepszym zakupem była nowiutka, zafoliowana książka "Gramatyka. Angielski" z wydawnictwa Edgarg za uwaga... 50 gr! ^_^ Zupełnie nie przeszkadza mi, że w dużej mierze są to książki używane... czy nawet zniszczone. Najbardziej liczy się dla mnie treść, a w antykwariacie mogę często znaleźć książki, które nie są już w sprzedaży.

Bardzo często korzystam także z księgarni Świat Książki, gdzie ostatnio... udało mi się upolować "Zaklętych w czasie" za... 6 zł. Przez co następnego dnia myślałam, że to mi się śniło.. bowiem skończył już się nakład tej powieści i na Allegro jej cena jako książki używanej wahała się w granicach... 50 zł. Wyobrażacie więc sobie moją radość :) 

9.Zakopane czyli książka, której akcja rozgrywa się w miejscu z niesamowitym klimatem
"Siostrzyca" - to nie dość, że książka rozgrywająca się w miejscu z niesamowitym klimatem to jeszcze w ogóle ona sama ma niesamowity klimat. "Siostrzyca" to książka niepokojąca... i zjawiskowa. Jest tak inna, tak nietuzinkowa, że po prostu trzeba ją przeczytać. Jest warta samych zachwytów. Z mojej recenzji: "Siostrzyca" to książka nietuzinkowa. Książka więcej niż dobra. Po prostu świetna. Powieść Johna Hardinga czyta się z przyjemnością, ciekawością i lekkimi obawami. Wierzcie mi. Nie chcielibyście poznać Florence. Autor stawia przed nami mnóstwo pytań, zostawia niedomówienia, a jednak nie robi tego w sposób irytujący. Powieść się kończy, a wątpliwości zostają. Wątpliwości, które towarzyszą nam jeszcze długo po przeczytaniu tej powieści. I może właśnie w tym leży jej świetność? Nie jest przewidywalna! Jest cały czas zagadką. Jednak zagadką dopracowaną w każdym najdrobniejszym szczególe. Ale ostrzegam - ona wciąga! Jest genialna. Przez klimat, postacie, fabułę i nieprzewidywalność. To książka dla tych, którzy lubią dostać gęsią skórkę przy czytaniu książki, dla tych, którzy nie lubią banałów. Serdecznie polecam... Tylko uważajcie na Florence! Ona lubi zaskakiwać i szokować...

10. Dom czyli książka, do której jeszcze nieraz wrócisz
Takich książek jest niesamowicie wiele. Są to też oczywiście te wszystkie książki o którym już WamTaką książką jest jednak przede wszystkim "Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego". Elementarz skierowany dla wszystkich. Nie tylko dla osób wierzących, ponieważ jest w nim zawarta wielka uniwersalność.
Z mojej recenzji: "Elementarz ks. Twardowskiego..." to pozycja dla każdego kto pragnie choć przez chwilę mieć kontakt z niezwykłą mądrością, przenikliwością podaną na tacy za sprawą pięknego języka. Po prostu... coś wspaniałego."
I na koniec... jeden cytat z tego elementarza: "Miłość to nie tylko uczucie, ale ciężka praca, o czym jeszcze nie wiedzą zakochani, którzy szepczą: "moja różo, mój ty szczypiorku zielony", jakby się uczyli tylko botaniki. Z kolei po latach zagniewani krzyczą; "ty ośle, ty baranie, ty foko", jakby się uczyli tylko zoologii."

Udało się. Odpowiedziałam na wszystkie "pytania" związane z dziesięcioma miastami :) A Wy? Braliście udział w tym TAGU? A może zamierzacie? Znacie któreś z przedstawionych przeze mnie książek? Zapraszam do dyskusji :) 

stycznia 11, 2016

(429) Złe dziewczyny nie umierają

(429) Złe dziewczyny nie umierają
Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Cykl: Złe dziewczyny nie umierają (#1)
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo Feeria
Stron 356

"Ale nagle wszystko wokół mnie stało się o odcień jaśniejsze. Księżyc wyłonił się spoza pasma rzadkich obłoków, przywodzącego na myśl rozpostartą za domem postrzępioną woalkę."

Katie Alender, "Złe dziewczyny nie umierają"

Zakochałam się. Oszalałam. Oniemiałam. Po prostu...wow! Pierwszy tom serii Katie Alender "Złe dziewczyny nie umierają" wywarł na mnie ogromne wrażenie. Mroczne, wciągające i intrygujące. "Złe dziewczyny nie umierają" to książka, którą czytałam z gęsią skórką na rękach czując dreszcz ekscytacji i strachu... czy za chwilę coś złego się nie wydarzy. Niesamowita aura. Może jak głosi napis z okładki jej aura nie ścina w żyłach krwi, ale bez wątpienia przyprawia o szybsze bicie serce. Nuta tajemnicy, strach przed nieznanym, powolne odkrywanie tajemnic... Katie Alender stworzyła pełną napięcia powieść, która bez wątpienia zawojuje polski rynek wydawniczy. 

Akcja książki Katie Alender zaczyna się kiedy siedemnastoletnia Alexis postanawia nocą sfotografować dom w którym mieszka z młodszą siostrą i rodzicami. Od tej nocy (a może znacznie wcześniej?) w jej życiu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Niepokojące i wzbudzające w niej strach. Coś złego dzieje się z jej młodszą siostrą Kasey. Dziewczyna zamiast wyrastać z dziwactw dzieciństwa zmienia się nie do poznania. Staje się agresywna, tajemnicza, odzywa się archaicznymi słowami, a jej oczy płoną dziwnym blaskiem. Czasami zachowuje się zupełnie nie jak ona. Alex staje przed dylematem. Ona sama oszalała czy jej młodsza siostra. Stopniowo przy pomocy swojego największego wroga Alex uświadamia sobie, że w jej domu czai się zło, które zaczęło przejmować władzę nad Kasey i wpływać na życie całej rodziny. Dochodzi do coraz niebezpieczniejszych zdarzeń, Wszystko wskazuje na to, że Kasey została opętana. Pozostaje pytanie: przez kogo i dlaczego? Problemy w domu Kasey szybko zaczyna wychodzić poza jego obręb i jak się okazuje zaczyna dotykać coraz większej ilości ludzi. Alexis chcąc uratować swoją rodzinę (w tym Kasey) oraz innych ludzi musi zacząć szybko działać. W innym wypadku... dojdzie do wydarzeń, które zmienią bieg życia jej i innych ludzi. W sposób nieodwołalny... 

Akcja powieści Katie Alender, a tym samym wydarzenia dotykające Alexis mają swoje źródło w zajściu, które miało miejsce ponad sto lat temu i rzuciło cień na życie osób, które jeszcze przed jej rodziną zamieszkiwały wielkie domostwo. Powieść stworzona przez Alender nie jest utworem mrożącym krew w żyłach. Nie jest to także horror. To świetna powieść młodzieżowa owiana klimatem tajemniczości i mroczności. Autorka odkrywa przed czytelnikiem kolejne kawałki układanki w odpowiednim natężaniu informacji. Przy tym wszystkim trzeba jednak zwracać ogromną uwagę na wydarzenia rozgrywające się wokół Alexis... bowiem jak się okazuje nic co dzieje się w tej książce nie jest sytuacją, zdarzeniem niemającym wpływy na to co wydarzy się później. To wszystko wcześniej czy później upomni się o naszą uwagę. 

Alexis to zwykła nastolatka, która wyróżnia się jednak na tle innych nastolatek. Nie podąża za modami, a raczej wprost przeciwnie... stara się robić wszystko inaczej niż większość. Odkąd jej najlepsza przyjaciółka wyjechała pozostaje samotną jednostką i ten stan rzeczy jej odpowiada. Żyjąc w skomplikowanej sytuacji rodzinnej wśród zapracowanych rodziców oddaje się swojej pasji czyli fotografowaniu. Zastępuje także matkę swojej młodszej siostrze, dla której choć ta niejednokrotnie ją irytuje ma wyjątkową wyrozumiałość i przede wszystkim cierpliwość. Obserwowanie ich relacji było bardzo miłym doświadczeniem. Alex jednak wie, że mimo wszystko nie może przymykać oka na postępowanie Kasey, kiedy to wyraźnie wykracza poza ogólnie przyjęte normy. Kiedy jednak ten brak właściwego zachowania nie występuje... jest gotowa stanąć w obronie siostry w każdej chwili. Alexis w jednej chwili z krnąbnej nastolatki potrafi zmienić się dojrzałą młodą kobietę.

A jaka jest sama fabuła? Niesamowicie ciekawa i w dodatku nie uświadczycie w niej zbytnio wątku romantycznego. Katie Alender stworzyła książkę skierowaną głównie dla młodzieży i choć nie jest to arcydzieło, to jednak bez wątpienia jedna z lepszych książek napisanych dla tej grupy wiekowej. Wciągająca, obrazowa, owiana momentami nutą grozy. Znajdziecie w niej i przyjaźń, i tajemnicę. Wisieńką na pysznym torcie, który upiekła Katie Alender było dla mnie bez wątpienia zakończenie, które okazało się tak zaskakujące i przede wszystkim poruszające, że nie mogę się doczekać jaki tort upiecze autorka w postaci drugiej części. 

"Złe dziewczyny nie umierają" to książka, która mnie oczarowała, a jej czytanie było czystą przyjemnością podszytą nutą obawy co też autorka zaserwuje bohaterom z którymi zdążyłam się w krótkim czasie zżyć. Katie Alender stopniuje napięcie, a przy tym jej opisy są tak dopracowane, że bez problemu czytelnik może wejść do świata przez nią stworzonego. Jeśli lubicie książki owiane nutą grozy, a przede wszystkim tajemniczości, a przy tym książki młodzieżowe... jeśli pragniecie przeczytać historię zaklętą w starym domu w zupełnie normalnym mieście, przenieść się na chwilę w scenerię delikatnego horroru. Jeśli chcecie, aby książka Was wciągnęła i porwała na kilka godzin... koniecznie musicie sięgnąć po powieść "Złe dziewczyny nie umierają". To świetna, młodzieżowa książka o której długo nie zapomnicie!

Za możliwość poznania historii Alexis i jej rodziny serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

stycznia 10, 2016

(428) Aplikacja

(428) Aplikacja
Tytuł: Aplikacja
Autor: Lauren Miller
Wydawnictwo Feeria
Stron 456

"Wiem, że pewnie jesteś mu winna lojalność, ale jeśli za półtorej godziny nie wrócę, daj znać na policję."

Lauren Miller, "Aplikacja"

"Aplikacja" to książka, która długo czekała na półce, aż po nią sięgnę. Czytanie powieści Lauren Miller było miłym doświadczeniem, choć... dosyć nierównym. Wizja przyszłości zdominowana przez elektronikę, a przy tym wciągający thriller. To naprawdę dobra książka. Dobra książka, którą szybko się czyta. Wyobrażacie sobie świat zdominowany przez elektroniczne aplikacje? Gdy to one kierują Waszym życiem? Mówią Wam co macie zjeść, co ubrać, z kim się spotykać, a kogo macie unikać? Bezpieczeństwo czy ciągła kontrolna i zależność? Taką wizję w miarę niedalekiej przyszłości serwuje nam w swojej powieści Lauren Miller. Jej wizja patrząc na to co dzieje się obecnie na świecie jest wizją bardzo realną, rzeczywistą, a mimo to... dosyć niepokojącą.

16 - letnia Rory już dawno powierzyła swoje życie aplikacji Lux, która wydaje jej się niezbędna do właściwego, szczęśliwego życia. Aplikacja Lux stworzona przez koncern Gnosis, który zastąpił firmy Google i Apple może kierować życiem użytkownika na wszystkich jego polach. Rory zdaje się w pełni na jego zdanie: co zjeść? o której wyjść z domu? co przeczytać? Jak jego inni użytkownicy Rory jest pewna, że bez porad Luxa nie może żyć szczęśliwie, a już na pewno to życie nie może być życiem udanym. Ten stan rzeczy odpowiada jednak dziewczynie. Jej szczęście zostaje spotęgowane gdy dostaje się do elitarnej Akademii Theden. Szybko jednak spełnione marzenie staje się koszmarem. Akademia Theden ma tajemnice, które Rory odkrywa. Związek z tym ma w dodatku śmierć jej matki... przed dziewczyną staje coraz więcej pytań i wątpliwości. Jaką rolę odegra w historii roli groźna pani profesor i  buntowniczy North, który mówi zdecydowane "nie" produktom Gnosis? 

Książka pani Lauren Miller zdobyła wielu fanów i nie bez powodu. Z początku miałam wobec niej dosyć mieszane uczucia. To pytanie o wszystko aplikacji, myśli Rory pozwoliły mi wysunąć tezę, że jest bohaterką dosyć dziecinną. Z czasem jednak im bardziej musiała stawać się samodzielna to wrażenie się stopniowo zacierało. Z odrobinę głupiutkiej dziewczyny powierzającej swoje życie komórkowej aplikacji staje się młodą kobietą żyjącą ze świadomością, że musi wziąć życie w swoje ręce, ponieważ aplikacja nie może przewidzieć wszystkiego... a raczej nie powinna przewidywać, ponieważ opiera się jedynie na logorytmie. Jej determinacja i odwaga (podszyta jednak ogromnym strachem) prowadzi ją ku rozwiązaniu zagadki, która zaważyła na całym jej życiu. 

Fabuła staje się ciekawsza z każdą kolejną przerzuconą stroną. Lauren Miller pokazuje wersję świata opanowaną przez uzależnienie ludzi od urządzeń elektrycznych... poprzez pokazanie jak duży wpływ mogą na człowiek mieć komórka, tablet itp. Wpływ jaki mogą mieć, ale także wpływ jaki mają na niektórych ludzi już dzisiaj. Powieść Miller pokazuje jednak świat w którym za sprawą aplikacji można człowiekiem manipulować, decydować o jego życiu... a jak wiadomo od manipulacji do całkowitej kontroli droga krótka. Wizja przedstawiona przez autorkę "Aplikacji" jest bardzo rzeczywista i jakby przyjrzeć się temu jak duży wpływ internet ma na ludzi już dzisiaj... powiem krótko: jest się czego obawiać ;) 

W powieści Lauren Miller jak przystało na powieść dla nastolatek nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Jest on jednak tak delikatny i jedynie przewijający się przez powieść, że nie jest czynnikiem odstraszającym, ale nie o tym chciałam. Jest jedna rzecz, która spowodowała, że od początku czytałam tą powieść z wielkim zapałem. To postawa tłumacza. Jarosław Irzykowski przetłumaczył tą powieść w sposób mistrzowski z pewnością pod jednym względem. A tym względem są... przypisy. Pan Irzykowski nie zostawia bez komentarza żadnych zjawisk kulturowych występujących w Ameryce, a dla nas obcych, jeśli nie oglądamy amerykańskich seriali od rana do wieczora. To niesamowicie wzbogacało treść i fabułę!

"Aplikacja" to bardzo dobra powieść skierowana do nastolatek. Ciekawa, z bohaterką, którą można bez większego problemu polubić i przede wszystkim z ciekawym aspektem thrillera. To jedna z tych powieści, które podczas czytania zaczynają wciągać i podobać się coraz bardziej. Będę ją bez wątpienia miło wspominać. Lauren Miller ładnie zamknęła ten tom w całość za pomocą zgrabnego zakończenia, które pozostawia nutę niedosytu, który nie jest jednak irytujący. Jeśli lubicie takie połączenie utopii z thrillerem "Aplikacja" bez wątpienia przypadnie Wam do gustu. Dla relaksu? Idealna. 

Za możliwość zapoznania się z powieścią "Aplikacja" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

stycznia 05, 2016

(427) Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniego i starszego

(427)  Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniego i starszego
Tytuł: Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego
Teksty wybrała i ułożyła Aleksandra Iwanowska
Wydawnictwo Literackie
Stron 251

"Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął 
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia [...]"

"Elementarz księdza Jana Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego"

Ksiądz Jan Twardowski to chyba postać znana wszystkim "świadomym" Polakom, nie tylko chrześcijanom. Jego utwory towarzyszą mi już od najmłodszych lat. Bardzo cenię sobie ich ponadczasowość i uniwersalność. Trzeba bowiem przyznać, że utwory księdza Twardowskiego są dziełami trafiającymi  także do serc osób niewierzących. Polski ksiądz pisał pięknie o wszystkich aspektach życia. Nieobcy był mu temat miłości, dorastania, odchodzenia, lęku... To on napisał słowa, które na trwałe uchwaliły w świadomości wielu ludzi. 

"Śpieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą."

ks. Jan Twardowski

Ksiądz Jan powiadał, że ten elementarz (wydanie, które Wam prezentuję jest już czwartym) nie ukazałby się bez ogromnej pracy i pomocy Aleksandry Iwanowskiej, niezwykłej znawczyni jego twórczości oraz wieloletniej edytorki jego utworów. Teksty wybrane przez panią Aleksandrę są ułożone zgodnie z cyklami życia człowieka. Tak więc składa się z następujących części: Być dzieckiem, dojrzewać, nie bać się, doświadczać, zobaczyć od nowa, czekać i ufać, być z Nim, kochać, mieć rodzinę, świętować, być księdzem, pisać, odchodzić. W tym zbiorze zostały ujęte wszystkie aspekty życia człowieka. Poprzez krótkie anegdoty, opowiadania, wiersze czy po prostu krótkie refleksje. 

Ksiądz Twardowski pisał pięknie o miłości, szczęściu, dojrzewaniu... w sposób niezwykle zgrabny, szczery i przede wszystkim ujmujący. Ujmujący przez swoją delikatność i brak oderwania od świata, które udziela się niektórym księżom. Oczywiście - w elementarzu ks. Jana Twardowskiego pojawiają się nawiązania do Boga i wiary (zresztą jak na księdza przystało) nie są one jednak elementem dominującym. Elementarz ks. Jana Twardowskiego to w dodatku źródło wiedzy na temat ks. Jana Twardowskiego. Zbiór ten jest bowiem pełen jego wspomnień, przemyśleń i obserwacji na temat innych ludzi.

Twórczość ks. Twardowskiego od lat mnie zachwyca i oczarowuje. Jest niesamowicie prawdziwa i poruszająca. Czytelnik może znaleźć w niej samego siebie, a także odpowiedzi na pytania jak postępować. Jego teksty są dla mnie niesamowitą inspiracją. Wielu może odstraszać słowo "ksiądz" w autorze, ale ks. Jan Twardowski pisał np. o miłości tak pięknie, że warto jego zalecenia stosować i w życiu codziennym. "Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego" nie jest pozycją, którą przeczytałam od deski do deski i pod żadnym pozorem nie zalecam Wam tego robić. Zaglądam jednak do niego bardzo często, a teksty w nim wyczytane od czasu do czasu uderzają mnie z niezwykłą intensywnością i przede wszystkim... zapadają w pamięć. "Elementarz ks. Twardowskiego..." to pozycja dla każdego kto pragnie choć przez chwilę mieć kontakt z niezwykłą mądrością, przenikliwością podaną na tacy za sprawą pięknego języka. Po prostu... coś wspaniałego.
Ksiądz Jan Twardowski był nie tylko wspaniałym człowiekiem, księdzem... ale także poetą.

Za możliwość poznania na nowo twórczości księdza Twardowskiego serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu!