kwietnia 27, 2017

(619) Maestro

(619) Maestro

Tytuł: Maestro
Autor: Geir Tangen
Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron 320
"Maestro" to niepokojący, mroczny kryminał. Literacki debiut Geira Tangena, który najpierw wydał go samodzielnie, a potem... wydawcy już sami zaczęli się odzywać. Obecnie powieść Tangena wydaje największy norweski wydawca. Czas spędzony podczas lektury "Maestra" był wyprawą w norweskie klimaty, humor i kontaktem ze specyficznymi bohaterami, którzy przez przypadki, niesprzyjające okoliczności... stają przed znakiem zapytania dotyczącym swoich dalszych losów. W "Maestro" brak sielankowości – jest precyzja, ostrość i wciągająca kryminalna intryga z literackimi nawiązaniami. 

Do dziennikarza Viljara Gudmundssona trafia niepokojąca wiadomość. Niepokojąca wiadomość, która zapowiada wydarzenia, które bezpośrednio uderzą w życie Gudmundssona. Związane nie tylko z jego przeszłością, ale także błędami młodości. W wiadomości znajduje się informacja, że nadawca chce wykonać wyrok sprawiedliwości na osobie, której nie dosięgnął wymiar sprawiedliwości... Zostają znalezione zwłoki kobiety. Viljar otrzymuje kolejne wiadomości, dochodzi do kolejnych morderstw, a każda wiadomość zakończona jest tajemniczym kodem, który prowadzi bohatera w świat literatury... Nadawca to bezwzględny morderca czy może po prostu pogubiony człowiek, który za główny cel życia obrał sobie wymierzanie sprawiedliwości? 

"Maestro" to nieprzypadkowy tytuł. Morderca odgrywa rzetelnie i bardzo skrupulatnie zaplanowany koncert, którego fragmenty zostały ułożone na podstawie kryminalnych powieści... Nie zabraknie w tym swoistej klasyki norweskiego kryminału, czyli np. Jo Nesbo. Nie da się jednak ukryć, że wątek literatury w "Maestro" jest dosyć marginalny i jedynie delikatnie "podkręca" jej zawartość. Nie mniej czytelnicy, którzy są dobrze zaznajomieni z norweskimi kryminałami... dochodząc wraz z bohaterami powieści Tangena do rozwiązania zagadki będą odczuwali niemałą satysfakcję i przyjemność (choć czasami okaże się, że znają ich fabułę lepiej niż Tangen).

To już chyba tak jest, że w powieściach kryminalnych ważną (ba! wręcz kluczową) rolę pełnią śledczy, którzy zajmują się rozwiązaniem zagadki. Tym samym także w tej książce postać śledczego przyciąga spojrzenie i każe skupić na sobie spojrzenie. W tej roli Tangen osadził kobietę, która nie dość, że musi uporać się z niesfornym kolegom, który podważa każde jej polecenia to jeszcze musi sobie poradzić z Viljarem, któremu nie do końca ufa... Wbrew temu bardzo często używanego schematu bowiem... między Viljarem a Lottą nie dochodzi do bliskiej współpracy, aby rozwiązać sprawę. Viljar nawet do pewnego momentu nie przykłada dużej uwagi do tej sprawy. Zamyka się w sobie, swoim mieszkaniu, własnym świecie i choć Lotta czasami chcąc nie chcąc z tego zamknięcia go wyrywa – nigdy nie grają na tych samych falach. 

"Trafiają się dni z kiepską karmą, dni, kiedy każda podjęta decyzja prowadzi człowieka ku upadkowi. Wyrwanie się z tej spirali wydaje się niemożliwością, bo wszystko co powiesz lub zrobisz, pociąga dalej na dno."

Geir Tangen, "Maestro"

"Maestro" to książka specyficzna pod względem swojego klimatu. Bardzo mroczna, ale mroczna w inny... nietuzinkowy sposób. Mroku nie powodują działania mordercy, a niewiadoma dotycząca przeszłości głównego bohatera. Jego problemy emocjonalne i psychiczne. Powieść Tangena nie wbija w fotel, nie powoduje ciarek, ale wprowadza w stan dziwnego otępienia i niepokoju, a więc bez wątpienia wpływa na czytelnika. Bohaterowie jego powieści to ludzie, którzy od razu kojarzą się z zagrożeniem i brakiem poczucia bezpieczeństwa. I może właśnie dlatego ta książka wywołuje w czytelniku takie emocje. Drobną wadą pozostaje także brak ścisłości, realności w opisywaniu wydarzeń chociażby na miejscu zbrodni... to powoduje zgrzyty podczas lektury. Autor tłumaczy się z tego pod koniec książki tłumacząc, że beletrystyka rządzi się własnymi prawami... mimo to: lekki niesmak pozostał.

Fabuła "Maestro" nie porywa, a jednak naprawdę angażuje czytelnika w czytaną treść. Tangenowi brakuje jeszcze trochę lekkości, aby czytelnik mógł po słowach po prostu się prześlizgiwać. Gdzieś zabrakło płynności, czegoś było za dużo, czegoś za mało. Historia Viljira i tajemniczego mordercy to mimo to ciekawa, dobrze napisana i skonstruowana książka. Czy to była odprężająca lektura? Z pewnością nie! Ale czy zaskakująca... hm... wszystko zależy od poziomu zaznajomienia się z literaturą kryminalną. Pogubiony główny bohater, znajdująca się na lekkim życiowym zakręcie śledcza... w powieści Tangena dużo jest mroku, ale czy dzięki temu ta powieść zyskuje? Niekoniecznie. Poprawna, ciekawa, dobra... do przeczytania w jeden wieczór. Prozie np. Baldacciego ("W pułapce pamięci" i "Ostatnia mila") nie dorównuje. 

Moja ocena: 7/10 

kwietnia 22, 2017

(618) Słoneczne miasto

(618) Słoneczne miasto

Tytuł: Słoneczne miasto
Autor: Tove Jansson 
Wydawnictwo Marginesy
Stron 304

Nigdy nie byłam fanką Muminków. Nigdy nie polubiłam wersji telewizyjnej tej historii, więc na wersję książkową... w moim życiu już miejsca zabrakło. Należy oczywiście dodać do tego fakt, że przez bardzo długi czas nie potrafiłam czytać płynnie. Miałam idealne zadatki na analfabetkę. A kiedy wreszcie nauczyłam się, że „l” i „a” w połączeniu nie daje „lu” tylko „la”... sięgnęłam po „Anię z Zielonego Wzgórza” i przeczytałam wszystkie tomy. Tak oto w wieku ośmiu lat z dziecka niepotrafiącego czytać stałam się dzieckiem książki... wręcz połykającym. Potem jednak już nigdy nie zabrałam się za literaturę dziecięcą lub przynajmniej tą skierowaną do najmłodszych czytelników. I choć staram się nadrabiać te zaległości... nie zawsze się to udaje. Tove Jansson, mamę Muminków poznaję jednak od pewnego czasu od strony literatury jej autorstwa skierowanej do dorosłych czytelników. Po lekturze zbiorów opowiadań „Wiadomość” i „Córka rzeźbiarza” nadeszła pora na dwie powieści Jansson - „Słoneczne miasto” opublikowane w Polsce po raz pierwszy oraz „Kamienne pole”. 

„Słoneczne miasto” to powieść o starości, starzeniu się, przemijającej młodości inspirowana wizytą Jansson w pewnym bardzo spokojnym miasteczku. Zachwyca od pierwszych stron literackim kunsztem, dokładnością, barwnością i plastycznością opisów... a jakie jest tak naprawdę tytułowe miasto? 

„(...) W Saint Petersburgu pracuje więcej fryzjerów niż gdziekolwiek indziej, specjalizują się oni w układaniu drobnych puszystych oków z cienkich białych włosów. Setki starszych pań wędrują pod palmami z białymi kędzierzawymi głowami, panów jest tu niewielu. W pensjonacie każdy albo ma swój pokój, albo dzieli go z drugą osobą, niektórzy mieszkają w tym jednostajnym klimacie tylko przez chwilę, ale większość przez cały czas, który im pozostał. Nikt nie choruje, to znaczy nie obłożnie, takie rzeczy załatwiane są niesłychanie szybko przez karetki, te zaś nigdy nie jeżdżą na sygnale. (…) Wiele sklepików oferuje aparaty słuchowe i inne udogodnienia, na każdym rogu anonsuje się w jasnych, wesołych barwach natychmiastowy pomiar ciśnienia, wszelkie informacje na temat emerytur czy kremacji, a także udzielanie porad prawnych. Ponadto dołożono starań, by oferta wzorów robótek na drutach,gier planszowych, materiałów do wyrobów broszek i tym podobnych była jak najbogatsza, a obsługa przyjazna i pomocna.”. Tove Jansson, "Słoneczne miasto"

To cytat, który zaczyna się już w połowie pierwszej strony... wprowadzając bardzo szybko czytelnika w klimat powieści. Nieśpiesznej, a przy tym niezwykle inteligentnej, w której z pozoru nic nie znaczące zdania noszą za sobą dużą dawkę życiowej mądrości. Tove Jansson stworzyła całą gamę bohaterów... Pani Morris, pani Peabody, specyficzny pan Thompson i wielu innych... różnorodność świata i ludzi ukazana za sprawą kilku emerytów siedzących na werandzie jednego z domów spokojnej starości, na bujanych fotelach. Tą spokojną idyllę czasami burzą jednak wydarzenia, które wstrząsają chociaż na pewien czas bohaterami... śmierć pensjonariuszy, kwestia pustego fotela bujanego, słowne utarczki, przyjazd nowego mieszkańca. 

Akcja toczy się w aurze oczekiwania na wielki, coroczny bal, który wyznacza w pewien sposób czas życia bohaterów. Jemu także towarzyszą barwne opisy, w pamięć zapada ostrzeżenie, że każdy tańczy na własną odpowiedzialność, pielęgniarka czekająca w holu... Tove Jansson wprowadziła do swojej książki kontrast. W świecie pełnym emerytów swoje miejsce znajduje także dwójka młodych ludzi – piękna pokojówka i jeżdżący na motorze Joe. Oni obaj, razem wkraczają dopiero w dorosłość w pełnym tego słowa pojęciu... Pensjonariusze dzielnie im się przyglądają, próbują przekazać swoją życiową wiedzę, jednak w rezultacie i tak trzeba wszystko przeżyć na własnej skórze. 

Słoneczne miasto” to krótka, słodko – gorzka historia o przemijaniu, samotności, poczuciu odosobnienia, ale także o młodości i jej ulotności... Mimo, że nie brak w niej ironii prowadzi do smutnych wniosków, zmusza do myślenia o przemijaniu, kruchości międzyludzkich relacji i niesie ze sobą silny ładunek emocjonalny. Jansson napisała powieść, której lektura, nie dość, że stanowi wyśmienitą ucztę literacką... to jeszcze pozostawia w czytelniku ślad. Historia grupki emerytów, relacji między nimi niesie za sobą uniwersalną myśl o zależnościach rządzącym światem, to paleta charakterów, zachowań... i marzeń.  Jansson pokazuje, że jest prawdziwą mistrzynią słowa, a czytanie tak dopracowanej historii... stanowi przyjemność. „Słoneczne miasto” przypadnie jednak do gustu przede wszystkim myślicielom, fascynatom literatury poruszającej i zmuszającej do refleksji, prozy bardzo dojrzałej i nieśpiesznej, w której brak pełnej zwrotów i szybkiej akcji... historii, której główną mocą są niuanse.
Moja ocena: 8/10


* * * 

Druga powieść z tego zbioru, czyli „Kamienne pole” to historia, której głównym bohaterem także jest emeryt, Jonasz. Bohater będąc na emeryturze podjął się napisana biografii niejakiego Igreka. Szybko dopada go niemoc twórcza, a doszukiwanie się coraz to nowych powodów, aby odkładać tę pracę na jak najpóźniejszą porę... nie pomaga. Zbiera jednak nadal materiały. Problem w tym, że uważa, że o Igreku nie można napisać niczego ciekawego. Tymczasem postanawia wyjechać z dwoma dorosłymi już córkami na wakacje. Te dbają o niego, jednak on cały czas nie wykazuje za grosz zainteresowania ich życiem... czy też wdzięczności. 

Nawet w tak zatwardziałym i pewnym siebie człowieku jak Jonasz pojawia się jednak chwila zastanowienia nad samym sobą. Emeryt zaczyna wspominać swoje życie, przypomina sobie niewygodne fakty i zaczyna dostrzegać jak bardzo przez lata był oddalony od córek. Brak bliższych relacji z nimi wczoraj jak i dziś prowadzi go do bolesnego rozrachunku z samym sobą. Nagle zaczyna dostrzegać, jak często uciekał od prawdziwego życia – córek, domu w świat słów... 

„Kamienne pole” to bardzo krótka historia twórczej niemocy, słów, które przejmują kontrolę nad ludzkim życiem. Powieść o braku międzyludzkich relacji, straconych szansach i rozbitej rodzinie. Silne rysy charakterologiczne bohaterów udowadniają, że w powieściach Jonsson to właśnie ludzie są najważniejsi. To historia pozbawiona banalności i obłudy. Relacje w rodzinie Jonasza choć trudne... w pewnym momencie stają się bardzo szczere, często bolesne, a jednak wreszcie są prawdziwe i silne emocjonalnie. W tym fragmentarycznym przedstawieniu losów Jonasza autorka wykazała się bardzo dobrym stylem i umiejętnością rozłożenia akcentów. Było nie tylko dobrze literacko, ale także interesująco...

Moja ocena: 8/10

kwietnia 18, 2017

(617) Ironia losu

(617) Ironia losu

Tytuł: Ironia losu
Autor: Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo Muza
Stron 415

Literatura kobieca, polska literatura kobieca rzadko bywa tak świeża i przejmująca jak "Ironia losu" Katarzyny Misiołek.
Sięgając po tę książkę starałam się zapomnieć, że jej autorką jest Polka... i to się udawało! Autorka reprezentuje najlepszy poziom literatury kobiecej, choć sama "Ironia losu" posiada niejedno odniesienie do polskiej rzeczywistości. "Ironia losu" jest niebanalna, zaskakująca i wstrząsająca, choć opowiada o tym co dzieje się non stop. Zdrady, niewierność, rozpadające się małżeństwa przez chęć przeżycia krótkiej, nic nieznaczącej historii... Katarzyna Misiołek opowiada o różnych postawach ludzkich, często bez ich jednoznacznego oceniania . Prawdopodobnie to własnie brak czarno – białego obrazu sprawia, że "Ironia losu" jest tak poruszającą pozycją. 

Marzena ma kochającego męża, dom, dobrą pracę i życzliwych ludzi wokół siebie. Jest szczęśliwa w życiu, które prowadzi. Sielankowa rzeczywistość, wracający po pracy mąż, którego kocha... wspólne kolacje, obiady, wyjścia, seks...  w pewnym momencie Marzenie zaczyna się wydawać, że to za mało i wdaje się w romans z młodszym od siebie Jackiem. Zakazany związek wymaga jednak od niej kolejnych  kłamstw, myśli o seksie z Jackiem stają się coraz nachalniejsze (bo przecież nie ma tutaj mowy o żadnym uczuciu) i powodują, że Marzena regularnie, stopniowo, krok po kroku traci relacje z najbliższymi. Czytelnik poznaje Marzenę, gdy ta tkwi w tym po uszy... bynajmniej nie z zakochania.

Mąż niczego nie podejrzewa, ale kochanek robi się nachalny, toksyczny, wydzwania do Marzeny, choć wie ile wyjście prawdy na jaw mogłoby ją kosztować.  Mówi, że jest zakochany w Marzenie... ale czy właśnie tak wygląda miłość? Sieć kłamstw i intryg męczy Marzenę – burzy jej sielankowe życie i przyprawia je nie tylko o adrenalinę. I choć Marzena chce skończyć ten układ oparty jedynie na seksie, który może zabrać jej wszystko... za każdym razem telefon od Jacka sprawia, że myśli o erotycznej rozkoszy przeżytej z kochankiem, o jego dłoniach na jej gołym ciele... i biegnie do niego. Po raz kolejny w podskokach. Dopiero potem przychodzi refleksja, a łańcuszek wydarzeń doprowadza do niespodziewanych wydarzeń. 

Ukazanie zdrady z perspektywy kobiecej to zabieg po który w ostatnim czasie sięga coraz większa ilość polskich pisarek. To taki głos wołąjący, że kobiety także zdradzają i są paradoksalnie bardzo często oceniane surowiej niż mężczyźni. Warto także spojrzeć na aspekt tego czy mężczyźni zdrady wybaczają? Zraniona duma, z reguły mniejsze przywiązanie emocjonalne sprawiają, że bywają niemiłosierni, obcesowi. Manifestują swój ból i zaskoczenie afrontem ze strony ukochanej w inny niż kobiety sposób. W powieści Katarzyny Misiołek główna bohaterka wręcz fanatycznie przesiaduje na forum o zdrady... dzięki temu czytelnik razem z nią poznaje historię niejednej zdrady. Większość z perspektywy kobiecej, które raz zdradzają, a raz są zdradzane. Każdej tej historii towarzyszą jednak inne motywacje, sytuacje i emocje. 

Marzena to zwykła bohaterka, której zachowanie nie jest jednak jednoznaczne. Czy możemy mówić o jej ocenianiu? Ona sama bardzo często ocenia się surowo, choć bywa także zaślepiona często zwalając całą winę i odpowiedzialność na kochanka. Zdaje się zapominać, że nie jet trzymana w tym układzie zniewolona. Brnie w to jednak dalej, gwałtownie reaguje na każdą, choćby najmniejszą krytykę ze strony siostry, przyjaciółki. Katarzyna Misiołek w dużej mierze ogranicza życie Marzeny do aspektu jej romansu i dylematu z nim związanego, co obrazuje jak wielką rysę na jej życiu stanowi. 

"Ironia losu" nie jest książką jednego bohatera, choć to Marzena i jej emocje grają w niej pierwze skrzypce. Wyrazisty jest jednak także świat emocji wokół niej: trudność w radzeniu sobie z dziećmi, plotkowanie, nieżyczliwość, samotność, choroby, rozstania i wreszcie społeczny ostracyzm. Ważna jest postać jej męża, Huberta. Podczas trwania jej romansu, a także wtedy, gdy się o nim dowiaduje... postawa zaskakująca, wywociekawym zwrotom akcji autorce udało się wystrzec schematyczności i banalności, a "Ironia losu" wyróżnia się na rynku wydawniczym i co najważniejsze: zostawia w czytelniczkach swój ślad. W pewnym momencie zapierająca dech w piersi, choć może niekiedy już nużąca dwulicowością Marzeny i jej spotkaniami z kochankiem... trzyma poziom. Naprawdę dobra polska literatura kobiecałująca w czytelniku zawód. Bo choć wiadomo, że wszystko zmierza ku wiadomemu zakończeniu – czytelnik cały czas ma nadzieję i choć nie identyfikuje się, nie zgadza z wszystkimi wyborami Marzeny – trzyma za nią kciuki. 

Historia Marzeny to historia, która staje się udziałem wielu kobiet. Dobrze, płynnie napisana, wciągająca, angażująca czytelniczki. Z wyrazistymi bohaterami, dobrze oddanymi realiami społecznymi i ciekawym portretem głównej bohaterki. Dzięki kilku ciekawym zwrotom akcji "Ironia losu" nie trąci schematycznością ani banalnością. Książka Misiołek zdecydowanie wyróżnia się na polskim rynku wydawniczym - fabułą, stylem, i wykonaniem. To naprawdę dobrze napisana, mądra literatura kobieca, która jednak nie ma za zadanie moralizować... a poruszać.

Moja ocena: 8/10

kwietnia 12, 2017

(616) Bliskie kraje

(616) Bliskie kraje

Tytuł: Bliskie kraje
Autor: Julia Fiedorczuk
Wydawnictwo Marginesy
Stron 288

"Tajemnica zaczyna się tam, gdzie dotyka się czegoś, co jest już poza językiem, poza wszelką racjonalnością, po stronie mroku, jak "pępek snu", o którym pisał Freud w "Objaśnianiu marzeń sennych". To właśnie z tego ukrytego miejsca opowieść czerpie energię, stamtąd wyrasta jak roślinny pęd albo, jeśli trzymać się metafory Freuda, "jak grzyb ze swojej grzybni". Nie ma dużej różnicy między opowiadaniem a słuchaniem, w obu wypadkach zbliżamy się do tego mrocznego miejsca, oswajamy je, doświadczamy trwogi i zachwytu, smutku i radości, stajemy się sobą.Według badacza mózgu i świadomości Antonia Damasia istniejemy jako byty mentalne tylko dzięki pierwotnym opowieściom i tylko w nich. Jak muzyka, która istnieje tylko wtedy, kiedy trwa."

Julia Fiedorczuk, "Bliskie kraje"

"Bliskie kraje" to zbiór 22 opowiadań Julii Fiedorczuk, autorki "Nieważkości" nominowanej do nagrody Nike. Julia Fiedorczuk w "Nieważkości" skupiła się na opisaniu ulotności, dojrzewania, kobiecej psychiki i zwykłych ludzkich problemów. Nie ma w niej jednak miejsca na happy endy i szczęśliwe momenty... świat jest brutalny, świat jest prawdziwy, a kobiety próbują znaleźć w nim miejsce dla siebie – ich osobiste historie są jednak mało znaczące. Większego wymiaru nabierają dopiero przez ich połączenie. I piszę o tym wszystkim nie tylko dlatego, że "Nieważkość" była moim pierwszym spotkaniem z twórczością Fiedorczuk... W "Bliskich krajach" – jej kolejnym utworze widać bowiem echa "Nieważkości". Uważny czytelnik podczas lektury "Bliskich krajów" dojrzy w nich pararelę do historii i bohaterów przedstawionych w "Nieważkości" – delikatne, epizodyczne, a jednak tworzące pomost pomiędzy poszczególnymi utworami Fiedorczuk. I tak pojawi się wątek bezdomnej Ewy oraz Zuzanny, która wyjeżdża zafascynowana pracami młodego, niepełnosprawnego artysty...

Pierwsze skrzypce w utworach Fiedorczuk grają kobiety – młode i stare, biedne i bogate. Polska pisarka przedstawia czytelnikom zaledwie urywki ich życia, często wyrwane z kontekstu, a ze sobą powiązane jedynie emocjami. Z tych skrawków – pozornie zupełnie różnych wyłania się historia ulotności. W czytelniku pojawia się świadomość, która nie towarzyszy mu codziennie, a której przebłyski pojawiają się jedynie od czasu do czasu. Świadomość odrębności ludzkich bytów. Świadomość, że każdy człowiek mijany przez nas na ulicy posiada własną historię... wbrew pozorom nie jest jedynie tą chwilą, w której rozmawia przez telefon, pyta o godzinę, sprawdza rozkład jazdy autobusów, przepycha się obok nas w autobusie. Wokół niego istnieje także sfera przeszłości, przyszłości oraz teraźniejszości, w której prawdopodobnie my jesteśmy jedynie epizodem. 

Kobieta zakładająca nielegalny ogród na ostatnim piętrze warszawskiego bloku, mężczyzna składający ponad tysiąc żurawi i tym samym ratujący komuś życie, pogubiona kobieta, która cały czas szuka miejsca dla siebie... zagubiona i pogubiona pragnie zacząć wszystko od nowa lub zakończyć. Mała dziewczynka wyrusza w swoją pierwszą podróż mentalną i musi zmierzyć się z egoistycznym życzeniem, które wypowiedziała... obawia się, że popełniła grzech przeciwko grawitacji. Sekretarka zmarłego pisarza wchłania jego tożsamość i wykorzystuje jego życie dla własnych celów, punkowa poetka spotyka się z niepozorną kobietą, a potem staje się gwiazdą serialu telewizyjnego. A to tylko niektóre z historii przedstawionych w zbiorze Fiedorczuk – proste, a jednocześnie mocne i wyraziste

Opowiadania o inności, obcości i samotności wśród ludzi. Mimo bliskości drugiego człowieka – mentalność, zdolność odczuwania i wrażliwość bywa niekiedy bardzo daleka i niezsynchronizowana potrafi wyrządzić więcej złego niż dobrego. Bohaterki prozy Fiedorczuk przechodzą życiowe inicjacje – w relacji z Bogiem, drugim człowiekiem i przede wszystkim naturą, która odgrywa ważną rolę w opowiadaniach ze zbioru "Bliskie kraje". Degradacja naturalnego środowiska, wojny i kryzys ekologicznym stają się odzwierciedleniem moralnego upadku społeczeństwa. 

"Bliskie kraje" - zbiór elektryzujących, magicznych i wyrazistych opowiadań, które poruszają czytelnika do głębi. Ich bohaterowie cały czas poszukują siebie – nie tylko własnej drogi życiowej, ale przede wszystkim prawdy o samym sobie. Ucieczką mogą stać się żurawie, wycieczki, literatura, modlitwa... droga jest jednak zawsze długa i kręta. Świat przyrody przenikający się ze światem ludzkim rodzi wrażenie niepokoju, lęku i ciemności... przyprawia o szybsze bicie serce. Julia Fiedorczuk po raz kolejny wykazała się wirtuozerią języka. Stworzyła opowiadania po których lekturze w człowieku zostają nie tyle ludzkie historie, co emocje towarzyszące ich czytaniu... Moc literatury, moc słowa pisanego i świat ludzkich emocji, problemów. Choć nie chodzi tu nawet o "moc" problemów, co po prostu o zwykłą szarość ludzkiej egzystencji, która składa się z większych i mniejszych radości i smutków. Julia Fiedorczuk stworzyła hipnotyzującą prozę o wychodzeniu z własnych stref bezpieczeństwa, o zderzaniu się z rzeczywistością, która lubi zadawać ciosy. Ciekawa, oryginalna pozycja!

Moja ocena: 7/10

kwietnia 11, 2017

(615) Córeczka

(615) Córeczka

Tytuł: Córeczka
Autor: Anna Snoekstra
Wydawnictwo Harper Collins
Stron 272

"Córeczka" to powieściowy debiut Anny Snoekstry, która po ukończeniu studiów zaczęła pisać scenariusze do niezależnych produkcji filmowych i teatralnych, a także reżyserować videoklipy. "Córeczka" to zaskakujący thriller, który przyprawia czytelnika o gęsią skórkę, budzi niepokój, silnie angażuje w opowiedzianą historię i porywa. Nie tylko większa niż normalnie czcionka oraz stosunkowa mała ilość stron decyduje o tym, że "Córeczka" jest książką na jeden wieczór. Wartka historia, dynamizm akcji jak i postaci głównej bohaterki sprawia, że spokój czytelnika z każdą kolejną stroną ulega zaburzeniu... Zupełnie wbrew sobie w pewnym momencie miałam cichą nadzieję, że "Córeczka" okaże się po prostu historią obyczajową z dziwnym i trudnym początkiem, ale nic z tego! Anna Snoekstra przez pierwsze strony po prostu mobilizuje siły do finalnego uderzenia. Niezaprzeczalnie świetnego i niesamowicie zaskakującego! "Córeczka" nie jest z początku książką tak zaskakującą i to właśnie zakończenie decyduje o końcowej ocenie... I tu muszę zaznaczyć, że nawet 30 min przed skończeniem lektury "Córeczki" nie wiedziałam, że wywrze na mnie tak wielkie wrażenie. Było super, było ciekawie, było zaskakująco... ale nie było tego efektu "wow!". A pod koniec? Pełny zachwyt, wielkie wow i pełne oderwanie od rzeczywistości – w tak dużym stopniu, że człowiek zamyka się w świecie literatury... a każde wyrwanie z niego: budzi lęk i przestrach. 

Główna bohaterka "Córeczki" kilka lat żyła na ulicy. Gdy pewnego dnia po próbie kradzieży trafia na komisariat przypomina sobie o programie o zaginionych, który kiedyś oglądała. To właśnie wtedy dojrzała swoje podobieństwo do zaginionej przed laty Rebeki Winter. Postanawia przygarnąć sobie jej tożsamość i tym samym uniknąć kary więzienia za błędy młodości. Przejmuje nie tylko jej tożsamość, ale także życie – śpi w jej łóżku, nosi jej rzeczy, przytula się do jej mamy... zaczyna odgrywać rolę kochającej córki i siostry. Jednak to nie zmienia faktu, że tak naprawdę nie wie jak wyglądało życie Rebeki w rzeczywistości – czytelnicy za to będą mieli szansę poznać choć jego małe fragmenty, ale nic nie będzie zapowiadało tak wielkiej i mrożącej krew w żyłach tajemnicy. Główna bohaterka zbyt późno zrozumie, że nie tylko ona jest pozbawioną skrupułów oszustką, a zaginięcie Rebeki ma drugie dno... nim do tego dojdzie będzie musiała poradzić sobie z wieloma trudnościami w celu podtrzymania swojej tożsamości. Z pozoru radości bliźniacy, młodsze rodzeństwo Rebeki (w dniu "powrotu" prawdziwa Rebeka ma 27 lat) powrót zaginionej przed laty siostry przyjmują z lekkim niedowierzaniem. Przyjaciółka Rebeki, Lizzie, która znała ją dobrze jak nikt inny zauważa jej dziwne zachowanie... dziewczyna wydaje jej się inna, ale może to po prostu kwestia tego, że ma do czynienia z dorosłą – prawie trzydziestoletnią kobietą, a nie z niespełna siedemnastolatką, która dla rozrywki kradnie sukienki ze sklepów? Pozostaje jeszcze śledczy Andropolis, któremu sprawa zaginięcia Rebeki od lat nie daje spokoju... 

"Córeczka" nie zachwyciła mnie od pierwszej strony... często miałam wrażenie jakiś nieścisłości, nierealności przedstawionych sytuacji... Pod koniec okazało się jednak, że to wszystko to były zamierzone działania autorki, które tworzyły część misternie skonstruowanej fabuły, a nie były potknięciem – jak przypuszczałam. Akcja debiutu Snoekstry toczy się szybko i intensywnie, a jednak w pewnym momencie miałam wrażenie, że możemy dojść do nieprzewidywalnego happy endu... Nic z tych rzeczy. Tu cisza i spokój jest tylko pozorna. W końcu to thriller - nietypowy, może nie taki "stricte", ale naprawdę dobry!

Thriller z bardzo dobrze zarysowanymi portretami bohaterów. Postacie z jednej strony są takie oczywiste, przewidywalne, czasami banalne, a z czasem okazuje się, że one wszystkie są tak naprawdę bardzo niejednoznaczne i zagadkowe. Czarno – biała nie jest także kreacja głównej bohaterki, która wciela się w Rebekę, ale także samej... prawdziwej Bec. Ich historie czytelnik poznaje dwutorowo, a jednak zagadka dotycząca tego co tak naprawdę stało się z Bec wychodzi na jaw dopiero pod koniec książki, choć nawet temu... towarzyszy niejeden zwrot akcji. Autorka nagle przyśpiesza i zaczyna się szalona jazda! Główna bohaterka, choć z pozoru wydaje się do szpiku zepsuta (zresztą rzeczy, których czytelnik dowiaduje się o niej w trakcie mogłyby tę opinię tylko potwierdzać), bardzo szybko staje się odbiorcy bliska. Czytelnik podczas czytania czuje lęk.. nie tylko o to jak rozwinie się akcja, ale także jak skończy główna bohaterka.

"Córeczka" jest powieścią, która przyprawia o szybsze bicie serce. Jest zaskakująca, budzi delikatny lęk... Anna Snoekstra napisała rewelacyjną książkę, w której bardzo dobrze rozłożyła naciski między tym co było, a tym co dzieje się w książce obecnie. Wywodzi w pole nie tylko główną bohaterkę, ale także samego czytelnika, który w pewnym momencie traci czujność, a kiedy już ją odzyskuje... ciśnienie wzrasta! Thriller Snoekstry posiada nutę zabarwienia psychologicznego, które najwyraźniej ujawnia się pod koniec, jednak także wcześniej (czytelnik orientuje się dopiero po zakończeniu / pod koniec lektury) pojawiają się poszlaki o tym świadczące. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrego thrillera z rodzinnymi tajemnicami, sekretami, mrocznymi obliczami drugiego człowieka. Anna Snoekstra napisała niesamowicie WYRAZISTĄ książkę, w której nic nie jest mdłe, wszystko ma znaczenie, a ludzkie portrety są barwne i różnorodne. "Córeczka" jest utworem w którym podoba mi się dosłownie wszystko! Zaczyna się dosyć niepozornie, ale potem... prawdziwa petarda

Moja ocena: 9.5/10

kwietnia 09, 2017

(614) Fachowiec

(614) Fachowiec

Tytuł: Fachowiec
Autor: Joseph Finder
Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 326

"Jestem tylko facetem, który chce wiedzieć, jak się dana historia kończy." 

Joseph Finder, "Fachowiec" 

Dziennikarz śledczy Rick Hoffman traci pracę, odchodzi od niego narzeczona, z kłopotami finansowymi nagle znajduje się bez dachu nad głową. Jedyne wyjście jakie mu pozostaje to wprowadzić się do domu, w którym spędził dzieciństwo i młodość, a który stoi pusty, odkąd jego ojciec przed laty doznał udaru i trafił do domu specjalnej opieki..., a jego jedynymi mieszkańcami od czasu do czasu stają się narkomani i ludzie z półświatka. Dom niszczeje. Dziennikarz próbując naprawić choć najdrobniejsze usterki, na zrujnowanym poddaszu znajduje ponad trzy miliony dolarów. Pieniądze, które pozwoliłyby mu na dostatni i spokojny byt do końca życia... Nikt nie musiałby się dowiedzieć, że je odnalazł (w końcu miało to miejsce na jego własnej posesji), ale Rick zaczyna drążyć. Jest zdeterminowany, żeby dowiedzieć się skąd jego ojciec miał tyle pieniędzy... Jest tylko jedna osoba, która zna całą prawdę, a jest nią właśnie ojciec Ricka. Mężczyzna, który od dwudziestu lat nie powiedział ani słowa.  Główny bohater, gdy po raz pierwszy zostaje porwany i na swojej ręce czuje ostrze piły mechanicznej nie kieruje się instynktem i nie ucieka, gdzie pieprz rośnie... po prostu zmienia hotele, samochody, choć wie, że każdy jego krok jest obserwowany. Jeden z tych "złych" w pewnym momencie pyta go dlaczego to robi... on odpowiada, że chce znać zakończenie tej historii. I oczywiście możemy zakładać, że w tamtym momencie chce po prostu dojść do sprawiedliwości. Ale w pierwszej chwili? Jednego dnia wydaje ok. 15 tys. dolarów, nie myśli o tzw. wyższych celach... więc co nim kieruje? Ciekawość? Chęć odkrycia sensacji? Bo przecież nie troska o ojca, którego jak się z czasem dowiaduje nigdy nie znał, nie rozumiał i przede wszystkim nie doceniał. 

Rick Hoffman rozmawia z kolejnymi ludźmi, poznaje coraz to nowe fragmenty układanki. Znajduje się w dużym niebezpieczeństwie i jest tego świadom, a jednak cały czas węszy... Delikatnego smaczki tej powieści dodaje fakt, że akcja ma miejsce w Bostonie. O jego gangsterskim i kryminalnym obliczu słyszał już chyba każdy... przekręty finansowe, molestowanie dzieci przez księży i ukrywanie tego przez kardynała, morderstwa, porachunki gangów. I to właśnie w tej otoczce, przed dwudziestoma laty rozegrała się historia, którą pragnie poznać Rick. Historia, którą wpływowi ludzie pragną ukryć nawet dzisiaj – są gotowi zapłacić za milczenie duże pieniądze... lub w wypadku jego braku: zabić. 

"Fachowiec" to fikcja literacka stworzona przez Josepha Findera, autora "Paranoi". Tym samym moje pierwsze spotkanie z jego twórczością... i muszę przyznać, że to było bardzo udane spotkanie, ale nie zachwycające. Widzicie – fikcja oznacza, że autor może dowolnie kierować akcją, wikłać ją..., a mnie poziom jej zawikłania czy choćby ukazanie relacji między bohaterami nie zawsze odpowiadał. W ogóle należałoby zacząć od tego, że momentami miałam naprawdę duży problem z zaakceptowaniem zachowania głównego bohatera, który niekiedy zachowywał się po prostu głupio. 

Joseph Finder napisał wciągający thriller. Dobry także pod względem językowym. Skupił się przede wszystkim na procesie dochodzenia do prawdy przez głównego bohatera. Wątki obyczajowe i międzyludzkie zostały ograniczone prawie do minimum. Pojawiły się jedynie zalążki kwestii dotykającej tego co Rick wiedział o swoim ojcu, a jaki ten był naprawdę... zabrakło mi pogłębienia tego wątku, który wzbogaciłby "Fachowca" o strukturę psychologiczną. Kreacje bohaterów w książce Josepha Findera nie zachwycają, a jedynie opierają się na kontraście: dobry i zły. Świat w "Fachowcu" jest czarno – biały i przez to dosyć przewidywalny... A może po prostu autor stwierdził, że to dobrze, żeby czytelnik był bystrzejszy od bohatera? 

"Fachowiec" to książka niezaprzeczalnie wciągająca, która porywa do swojego świata na kilka godzin. Jej fabuła przy tym jest bardzo "grzeczna" i poprawna, a bohater ma bardzo często problemy z instynktem samozachowawczym. Gra toczy się na najwyższych szczeblach władzy, prawie wszyscy mają coś do ukrycia, ale mimo to nie budzi w czytelniku wielkiego napięcia podczas lektury. Trzeba sobie powiedzieć wprost: Joseph Finder nie wymyślił niczego nowego, nie zastosował żadnej nowej konfiguracji fabularnej, a jednak w tym braku oryginalności napisał naprawdę dobrą książkę z historią, która angażuje czytelnika. Finder zaprezentował na tyle dobry poziom, że zamierzam sięgnąć po inne powieści jego autorstwa. 

Moja ocena: 7/10 Bardzo dobra!

kwietnia 01, 2017

(613) Szyfr, muzeum i sykomora - czyli gdzie jest skarb prapradziadka

(613) Szyfr, muzeum i sykomora - czyli gdzie jest skarb prapradziadka

Tytuł: Szyfr, muzeum i sykomora - czyli gdzie jest skarb prapradziadka 
Autor: Robert M. Rynkowski
Wydawnictwo Petrus
Stron 172

"Kara, ale jesteś pewna, że będziemy miały co robić przez całe wakacje? Może..." 

Robert M. Rynkowski, "Szyfr, muzeum i sykomora - czyli gdzie jest skarb prapradziadka "

Robert Mikołaj Rynkowski to doktor teologii dogmatycznej. Autor dwóch książek teologicznych: "Każdy jest teologiem. Nieakademicki wstęp do teologii" oraz "Zrozumieć wiarę. Niecodzienne rozmowy z Bogiem". Obie te pozycje miałam okazję przeczytać. To erudycyjne i dopracowane książki, w których autor wykazuje się swoją bogatą wiedzą teologiczną. "Szyfr, muzeum i sykomora..." to jednak książka niezaprzeczalnie inna! Lekka, przyjemna, wciągająca pozycja skierowana szczególnie do młodszych czytelników – takich 10 – 13 latków. Poznałam pisarskie umiejętności p. Rynkowskiego z zupełnie innej strony – tym razem już nie ze strony dogmatów wiary, relacji z Bogiem, a ze strony młodzieńczej, wręcz dziecięcej mentalności i przygód w gronie przyjaciół. "Szyfr, muzeum..." nie jest pozycją idealną, ale zasługuje na uwagę. To ciekawe połączenie intrygi, zagadki kryminalnej i wakacyjnej przygody, gdzie miejsce dla siebie... znalazła nawet Alicja z Krainy Czarów. 

Aneta i Karolina są szkolnymi przyjaciółkami. Ich wspólne wakacje nie mają jednak do końca wyglądać jakby tego pragnęły. Mają spędzić dwa miesiące na wsi, na Suwalszczyźnie, w domu prapradziadka Karoliny. Wbrew obawom Anety nie grozi im śmierć z nudów, ponieważ okazuje się, że prapradziadek Karoliny przed laty ukrył gdzieś skarb. Dziewczyny zaczynają przeglądać stare dokumenty, listy, księgi rachunkowe... zadanie okazuje się jednak trudniejsze niż myślały, a zagadka goni zagadkę. Wątki historyczne mieszają się z tymi teologicznymi (w umiarkowanych ilościach), a odkrycie tajemnicy skarbu prapradziadka staje się coraz trudniejsze... i niebezpieczniejsze. Nagle zagrożenie zdaje się czyhać z każdej strony, a wyprawy nad jezioro przestają być tak beztroskie jak wcześniej.

"Szyfr, muzeum i sykomora..." to książka, która nie porywa od pierwszych stron. Co więcej... wydaje się być napisana z początku bardzo nieporadnie, nieskładnie. To wrażenie szybko znika – akcja, język jak i wprowadzanie kolejnych wątków staje się coraz jednostajniejsze. Książka staje się urocza, sympatyczna, ciekawa i wciągająca, choć autor nie wystrzegł się paru niedoróbek, nieskładności czy też po prostu nadmiernej gorliwości... np. w przedstawianiu charakterystycznych cech bohaterów (np. powolności). Nie mniej dobrze poradził sobie z wprowadzaniem kolejnych wątków prowadzących do rozwiązania zagadki, którą można wręcz nazwać dobrze zakrojoną intrygą!

W książce p. Rynkowskiego relacje między bohaterami (choćby te na płaszczyźnie relacji rodzinnych) nie zostały wyraźnie zarysowane. Brakowało mi tego. Autor skupił się na przedstawieniu głównego wątku, czyli tajemnicy zaginionego skarbu. To najwyraźniejszy punkt tej książki – to zrozumiałe, a jednak brakuje w niej trochę tego fundamentu w postaci tego co było chociażby wcześniej. Świat dziecka jest zamknięty, skupiony na sobie i poszczególnych wydarzeniach, ale czy na pewno aż tak? 

Już taką marginalną kwestią (nieodnoszącą się stricte do umiejętności pisarskich p. Rynkowskiego) są literówki. Zbyt zauważalne, w zbyt dużej ilości, aby można przejść obok nich obojętnie. Treść jednak rekompensuje te techniczne niedoróbki, a "Szyfr, muzeum i sykomora..." staje się książką wciągającą, angażująca czytelnika w treść – także tego starszego. Robert Rynkowski stworzył książkę, która z każdą kolejną stroną jest lepsza, bardziej dopracowana i reprezentuje lepszy poziom literacki. Zaskakuje zakończeniem i po prostu wzbudza w czytelniku sympatię. Połączenie tajemnicy, historii, humoru i przyjaźni... ciekawe zestawienie, które ujmie niejednego młodego czytelnika. Czas spędzony przy "Szyfrze...", choć trochę za krótki i czasami zbyt intensywny – był miłym czasem. Dobra robota!

Moja ocena: 7-/10